Nie trzeba być wprawioną i wykwalifikowaną wizażystką by wiedzieć, że makijaż najlepiej utrzymuje się na bardzo dobrze nawilżonej, zadbanej i czystej skórze. Moja cera od lat zachowuje się tak samo (niestety). Miewa okresy w których przetłuszcza się mniej i nie jest pokryta wypryskami, ale walka o taki stan nie ma końca. Na przestrzeni lat jednak zmieniają się moje upodobania. Najpierw walczyłam o mat, który z czasem wydał mi się płaski, pozbawiony życia i świeżości. Obecnie kocham się w efekcie "szklanej skóry" (glass skin) czyli świetlistej, nieskazitelnej, jędrnej i pełnej blasku cerze. Niestety by go osiągnąć nie wystarczy użyć tony rozświetlacza, który w kilka chwil sprawi, że moja skóra będzie wyglądać niczym tafla szkła. Pięknie prezentuje się na zadbanej, pozbawionej niedoskonałości, niemal nieskazitelnej cerze. Osiągnięcie takiego stanu w moim przypadku jest praktycznie niemożliwe, ale systematyczność, regularne złuszczanie i nawilżanie sprawiają, że bezwstydnie stosuję makijaż typu glass skin kiedy tylko zapragnę. By prezentował się tak jak sobie wymarzyłam staram się nie sięgać już po matujące kremy, a wydzielanie sebum próbuję uregulować poprzez odpowiednie nawilżenie skóry i jej odżywianie. Produkt, o którym dziś będę opowiadać miał mi właśnie w tym pomóc i nie ukrywam, że wiązałam z nim wielkie nadzieje. Beauty Blur Skin Optimzer (159 zł/29.99) od Vita Liberata to podkład nawilżający i wykończeniowy w jednym. Obiecuje nie tylko maskowanie niedoskonałości, ale i ujednolicenie kolorytu skóry, jej rozświetlenie, wygładzenie i co najważniejsze nawilżenie. W samym produkcie zakochałam się jeszcze przed jego użyciem, ale czy moja tłusta cera pozwoliła mi pozostać w tym stanie aż do dziś?
Może tradycyjnie zacznę od opakowania. Wewnątrz bardzo estetycznego kartonika znajduje się zgrabna, miękka tubka zakończona cudnym korkiem w jakże modnym odcieniu rose gold. Na szczęście skrywa on pompkę, która pozwala nam wydobyć produkt w łatwy i szybki sposób, bez brudzenia się i niepotrzebnego marnowania go. Podkład ma dosyć rzadką, lekką konsystencję o bardzo delikatnym zapachu. Wystarczy naprawdę odrobina by pokryć nim całą twarz. Na szczęście nie zauważyłam by miał w sobie masę drobinek, a jedynie wydaje się po prostu kremowym rozświetlaczem dobrze wymieszanym z kremem BB. Uwielbiam go za to, że dosyć szybko się wchłania i nie pozostawia po sobie lepiącej, nieprzyjemnej warstwy.
Beauty Blur Skin Tone Optimizer daje naprawdę śliczne wykończenie na twarzy, choć moja cera ma troszkę za dużo niedoskonałości by ten cudowny glow prezentował się na niej zachwycająco. Oczywiście z tego samego powodu mogę zapomnieć by stosować ten produkt jako podkład, bo niestety nie kryje praktycznie wcale i faktycznie jedynie wyrównuje koloryt skóry. Sięgnęłam po niego jednak od razu nastawiając się, że będzie bazą pod mój makijaż lub właśnie produktem wykończeniowym by nadać cerze blask i rozświetlanie, ale przede wszystkim upragnione nawilżenie. Kocham go za to jak zmienia makijaż! To tak jakby mój podkład został dotknięty czarodziejską różdżką, bo wygląda po prostu cudownie. Kapryśna cera nie podzieliła jednak moich zachwytów, bo szybko dała znać, że produkt niestety skraca trwałość makijażu i chociaż wygląda pięknie sprawia, że skóra szybciej się świeci. Nie jestem pewna czy jest to kwestia pielęgnacj czy po prostu produkt ten nie jest odpowiedni dla posiadaczek tłustej skóry. Jestem pewna, że te z Was, które zmagają się z przesuszeniem będą nim zachwycone, a ja wciąż mając nadzieję testuję podkład na różne sposoby byleby tylko został w końcu zaakceptowany. Jakoś ciężko mi z niego zrezygnować, a już na pewno uzależniłam się od tego ślicznego rozświetlenia i wręcz instagramowego efektu jaki pozostawia na mojej twarzy.
Dla zainteresowanych dostępny jest w czterech odcieniach odcieniach: Latte, Latte Light, Latte Dark i Caffe Creme. Producent poleca by przed jego użyciem nawilżyć cerę by potem sięgnąć po pędzel lub gąbeczkę, które pomogą przy jego rozprowadzaniu, a następnie produkt porządnie rozetrzeć nie zapominając o szyi i dekolcie.
W podsumowaniu pragnę wspomnieć, że moje serce dalej kocha Beauty Blur Skin Tone Optimizer mimo iż chyba bardziej nadaje się na bazę rozświetlającą niż podkład i nie utrzymuje się na moje skórze tak jakbym sobie tego życzyła. Jednak efekt jaki na niej pozostawia, jego wygląd zewnętrzny oraz upragnione nawilżenie sprawiają, że chyba nie potrafię być co do tego produktu obiektywna. O zakupie zdecydujcie sami :)
Może tradycyjnie zacznę od opakowania. Wewnątrz bardzo estetycznego kartonika znajduje się zgrabna, miękka tubka zakończona cudnym korkiem w jakże modnym odcieniu rose gold. Na szczęście skrywa on pompkę, która pozwala nam wydobyć produkt w łatwy i szybki sposób, bez brudzenia się i niepotrzebnego marnowania go. Podkład ma dosyć rzadką, lekką konsystencję o bardzo delikatnym zapachu. Wystarczy naprawdę odrobina by pokryć nim całą twarz. Na szczęście nie zauważyłam by miał w sobie masę drobinek, a jedynie wydaje się po prostu kremowym rozświetlaczem dobrze wymieszanym z kremem BB. Uwielbiam go za to, że dosyć szybko się wchłania i nie pozostawia po sobie lepiącej, nieprzyjemnej warstwy.
Beauty Blur Skin Tone Optimizer daje naprawdę śliczne wykończenie na twarzy, choć moja cera ma troszkę za dużo niedoskonałości by ten cudowny glow prezentował się na niej zachwycająco. Oczywiście z tego samego powodu mogę zapomnieć by stosować ten produkt jako podkład, bo niestety nie kryje praktycznie wcale i faktycznie jedynie wyrównuje koloryt skóry. Sięgnęłam po niego jednak od razu nastawiając się, że będzie bazą pod mój makijaż lub właśnie produktem wykończeniowym by nadać cerze blask i rozświetlanie, ale przede wszystkim upragnione nawilżenie. Kocham go za to jak zmienia makijaż! To tak jakby mój podkład został dotknięty czarodziejską różdżką, bo wygląda po prostu cudownie. Kapryśna cera nie podzieliła jednak moich zachwytów, bo szybko dała znać, że produkt niestety skraca trwałość makijażu i chociaż wygląda pięknie sprawia, że skóra szybciej się świeci. Nie jestem pewna czy jest to kwestia pielęgnacj czy po prostu produkt ten nie jest odpowiedni dla posiadaczek tłustej skóry. Jestem pewna, że te z Was, które zmagają się z przesuszeniem będą nim zachwycone, a ja wciąż mając nadzieję testuję podkład na różne sposoby byleby tylko został w końcu zaakceptowany. Jakoś ciężko mi z niego zrezygnować, a już na pewno uzależniłam się od tego ślicznego rozświetlenia i wręcz instagramowego efektu jaki pozostawia na mojej twarzy.
Dla zainteresowanych dostępny jest w czterech odcieniach odcieniach: Latte, Latte Light, Latte Dark i Caffe Creme. Producent poleca by przed jego użyciem nawilżyć cerę by potem sięgnąć po pędzel lub gąbeczkę, które pomogą przy jego rozprowadzaniu, a następnie produkt porządnie rozetrzeć nie zapominając o szyi i dekolcie.
Skład: Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Glycerin*, Cetearyl Alcohol, Heptyl Undecylenate, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Isohexadecane, Panthenol, Ethylhexyl Salicylate, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Tocopheryl Acetate, Hyaluronic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Synthetic Fluorophlogopite, Homosalate, Hydrolysed Silk, Tin Oxide, Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499)
W podsumowaniu pragnę wspomnieć, że moje serce dalej kocha Beauty Blur Skin Tone Optimizer mimo iż chyba bardziej nadaje się na bazę rozświetlającą niż podkład i nie utrzymuje się na moje skórze tak jakbym sobie tego życzyła. Jednak efekt jaki na niej pozostawia, jego wygląd zewnętrzny oraz upragnione nawilżenie sprawiają, że chyba nie potrafię być co do tego produktu obiektywna. O zakupie zdecydujcie sami :)