Składniki kosmetyków, które musisz poznać!| Przykładowe produkty z ich zastosowaniem.


Nie pamiętam już co było najpierw: jedzenie czy kosmetyki? Jednak dziękuję Bogu, że dałam się wciągnąć modzie na zdrowe odżywianie i bardziej świadomą, przemyślaną pielęgnację. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że odrobinę zbyt obsesyjnie sprawdzałam składy kosmetyków, a co więcej potrafiłam odrzucić jakieś mazidło tylko dlatego, że zawierało jedną substancję wyglądającą dla mnie co najmniej podejrzanie.  Wiem też, że przesadzam z demonizowaniem alkoholu denaturowanego oskarżając go za całe zło oraz skreślając prawie każdy produkt w którym się znajduje. Jednak winę mogę zrzucić na moją kapryśną cerę, bo tak naprawdę to głównie ona zmusza mnie do studiowania list INCI. Niektóre olejki lub różnego rodzaju komedogenne substancje są odpowiedzialne za okropne, podskórne gule, a SLSy lub właśnie alkohol potrafią wysuszyć cerę lub zwiększyć produkcję sebum. Nie mogę jednak napisać, że jest to reguła i sprawdzi się przy każdym produkcie, bo oczywiście stężenie tych substancji bywa różne i przecież nie zawsze dominują w składach kosmetyków. Dziś jednak nie przyszłam do Was by narzekać oraz rzucać oskarżenia, a raczej chciałabym chwalić, a nawet polecać. Mam kilka ulubionych substancji, które (nie tylko!) moja skóra twarzy bardzo lubi i to o nich dziś będę opowiadać. Co więcej jestem prawie pewna, że bez względu na rodzaj cery każdy z Was znajdzie w tym wpisie coś dla siebie, a żeby było przyjemniej podam też przykładowe produkty, w których zastosowano moich ulubieńców. Zaczynamy!

Aloes



Kocham! Gdy ktoś mnie pyta jaki jest mój ulubiony składnik w kosmetykach to bez namysłu odpowiadam: aloes. Sekret jego cudowności to głównie wszechstronność i lekkość. Nie tylko ukoi mocno zmęczoną Słońcem skórę, ale również super nawilża, redukuje produkcję sebum, powstawanie zmarszczek, cienie pod oczami, rozstępy, leczy łupież, trądzik, wygładza włosy. Jego zalety można by wymieniać godzinami. Nie boję się też napisać, że każdy z nas powinien mieć go pod swoim dachem, a już na pewno na urlopie (zwłaszcza w suchym oraz gorącym miejscu). Naprawdę potrafi zdziałać cuda! Nie raz uratował mi życie gdy potrzebowałam antidotum na podrażnione depilacją nogi lub do podbicia działania kremu nawilżającego nakładanego na odwodnioną cerę. Doskonale też spisuje się aplikowany pod makijaż jeszcze przed filtrem czy zmieszany z sokiem z cytryny, a potem wmasowany w wymagające dopieszczenia stopy. Internet pełen jest sposobów na jego wykorzystanie oraz gotowych kosmetyków, w których główną rolę gra właśnie cudowny aloes

Chyba nikomu już nie muszę przedstawiać najbardziej znanego produktu marki Holika Holika czyli żelu Soothing Gel (ok. 30 zł). Czytałam mnóstwo postów z przeróżnymi pomysłami jak go aplikować by działał cuda i jestem prawie pewna, że jest to jeden z najpopularniejszych azjatyckich kosmetyków. To głównie on jest  moją bazą gdy pragnę połączyć aloes z innymi składnikami. Jeśli jeszcze go nie znacie polecam spróbować (i to szybko!).

Kolejnym wartym uwagi kosmetykiem z tym składnikiem jest Pixi Glow Tonic (ok. 120 zł), o którym nie wspominałam na blogu, ale działa świetnie i na pewno stosowałabym go regularnie gdyby nie fakt, że trochę kosztuje. Zawiera również kwas glikolowy, który działa złuszczająco oraz żeń-szeń pobudzający proces odnowy komórek skóry. Tonik ten świetnie wygładzał moją cerę bez jej podrażnienia czy wysuszenia no i oczywiście nie ma w swoim składzie alkoholu (:D). Zdecydowanie jeden z lepszych tego typu produktów jakie kiedykolwiek testowałam. 


Następny na liście do polecenia jest hydrolat malinowy na wodzie aloesowej naszej polskiej marki Mokosh (ok. 39,90 zł). Nie raz już o nim wspominałam i zachwyci on zwłaszcza wielbicieli naturalnych kosmetyków. Uwielbiam go za lekkość, brak tłustej warstwy oraz za to jak łagodzi podrażnienia i odświeża cerę. Ma krótki skład, całkiem fajny atomizer, a co więcej nie kosztuje wcale aż tak dużo. Od dawna należy do moich ulubionych toników tak samo jak ten przed chwilą wspominany od Pixi. Po prostu musicie spróbować!


Z produktów myjących sugeruję spróbować kojący żel od Bandi EcoSkin Care (ok. 38 zł), który świetnie się u mnie spisuje o poranku gdy cera nie potrzebuje mocnego oczyszczania. Mam wtedy pewność, że usunie z niej nadmiar sebum, ale bez wysuszenia czy ściągnięcia. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić jeśli chodzi o ten produkt, bo zalety wypisane na jego opakowaniu wcale nie są wygórowane i faktycznie stosując go dostajemy to co nam obiecano.


Kwas hialuronowy



Kolejny bardzo popularny i coraz częściej rozpoznawany składnik głównie dlatego, że ostatnio sporo pań powiększa sobie za jego pomocą usta. Na szczęście to nie jedyna jego zaleta i gdy ktoś mnie pyta co użyć by wspomóc suchą cerę to od razu sugeruję mu sprawdzenie produktów właśnie z kwasem hialuronowym. Poza tym potrafi ujędrnić skórę oraz ją odżywić, a nawet uratować gdy jest odwodniona. Pochwalić go należy również za to, że tworzy  na niej powłokę ochronną by zapobiec utracie wilgoci co bardzo dobrze wpływa na stan oraz starzenie się naszej cery. U mnie najlepiej sprawdza się w połączeniu z innymi składnikami. Lubię też miksować go na przykład z ulubionym olejkiem, bo taka mieszanka nie pozostawia tłustej warstwy i wchłania się praktycznie do matu. Duet ten spisze się nawet pod makijaż zdecydowanie przedłużając jego trwałość. 



Pora teraz na polecenie Wam jakiś fajnych produktów z tym cudownym kwasem. Po raz setny wspomnę o ampułce hydroliftingującej marki Mincer Pharma (ok. 29,99 zł), którą uwielbiam i nie bez powodu zajmuje honorowe miejsce z boku strony jako hit wszechczasów. Ona naprawdę działa cuda, robi różnicę mojej cerze i kosztuje przecież niedużo jak na produkt o tak wspaniałych właściwościach!

Równie dobre oraz w podobnej cenie jest serum marki The Ordinary Hyaluronic Acid 2% + B5 (ok. 31 zł). Ulubieniec nie tylko mój, bo ma naprawdę sporą rzeszę fanów na całym świecie i choć początkowo nie za bardzo go lubiłam, a nawet musiał zdobyć moje zaufanie, ostatecznie oceniam jego działanie jako bardzo dobre. Serum można stosować solo lub w połączeniu z ulubionym olejkiem. Jakbyście nie wybrali na pewno szybko zauważycie różnicę i przy regularnym stosowaniu pozbędziecie się suchych skórek raz na zawsze! 


Dużo droższy (ok. 148 zł), ale równie dobry produkt z kwasem hialuronowym na podium to serum marki Indeed Laboratories Hydraluron. Co ciekawe zawiera on w swoim składzie te same komedogenne, czerwone algi, ale umiejscowione są prawie na jego końcu dzięki czemu produkt ten nie powoduje u mnie wysypu (?!). To właśnie on pozwolił mi zrozumieć, że nie należy od razu skreślać składników, które nie kojarzą nam się dobrze, bo ich stężenie w kosmetykach też ma ogromne znaczenie. O samym serum już Wam pisałam oczywiście chwaląc je i polecając. Tak jak w przypadku wyżej wspomnianych produktów nie aplikuję go solo, a właśnie z ulubionymi olejkami lub kremem nawilżającym. Po prostu cudo!


Na koniec jeszcze o nie serum czyli ultranawilżającym płynie micelarnym marki AA z Formułą Biozgodności (ok. 16,99 zł). Obecnie właśnie kończę jego pierwsze całkiem spore opakowanie i naprawdę mogę z czystym sumieniem napisać, że jest wart poznania. Kwas hialuronowy ma na piątym miejscu w składzie i chociaż nie zauważyłam by dzięki temu jakoś super nawilżał zdecydowanie koi skórę oraz obchodzi się z nią bardzo delikatnie. Co więcej super usuwa makijaż bez podrażnienia, wysuszenia oraz tłustej, nieprzyjemnej warstwy. Jest fajny!

Witamina C



Witamina C nie jest składnikiem, który mogę określić jako bardzo dobrze mi znany, bo prawdę mówiąc wprowadziłam ją solo do pielęgnacji chyba z rok lub dwa lata temu. Ceniona jest głównie za to, że walczy z wolnymi rodnikami (działa przeciwzmarszczkowo) oraz pomaga chronić skórę przed Słońcem dlatego świetnie nadaje się aplikowana pod filtry wzmacniając ich działanie. Mnie chyba jednak najbardziej skusiła obietnica rozjaśnienia przebarwień potrądzikowych czy przyśpieszenie gojenia ran oraz łagodzenie stanów zapalnych. 

Przyznałam się już, że nie mam wielkiego doświadczenia z witaminą C dlatego polecę Wam tylko dwa produkty z jej zawartością, ale nie byle jakie. Pierwszy to serum LIQ C marki Liqpharm (ok. 59,90 zł) z 15% stężeniem tej substancji. Wstyd mi, że nie dodałam tutaj jego recenzji, bo naprawdę zasługuje na osobny wpis. Na mojej cerze działa cuda, bo super ją wygładza, faktycznie rozjaśnia i dodaje jej takiego blasku jakiego nie jestem w stanie uzyskać żadną bazą. Co więcej skóra zdaje się być bardziej jędrna, wygląda na super zdrową oraz dobrze nawilżoną. Jedynie co mam temu produktowi do zarzucenia to fakt iż bardzo długo się wchłania przez co często rezygnowałam z aplikowania go rano pod makijaż, a szkoda, bo potrafi przedłużyć jego trwałość i nadać pięknego wyglądu każdemu podkładowi. To jest mój must have!


W drugim produkcie witamina C nie występuje na podium, ale znajduje się w jego składzie i uważam, że warto Wam jeszcze raz o nim przypomnieć. Mowa o peelingu marki Mincer Pharma (Nawilżająca Mikrodermabrazja) z serii Vita C Infusion (ok. 19,90 zł). Uwielbiam go za to, że jest bardzo delikatny, ale robi to co do niego należy. Sprawia, że moja skóra jest super gładka, promienna, odżywiona oraz pełna blasku. Co prawda ma w sobie wyczuwalne drobinki, których już staram się nie aplikować na twarz, ale według mnie to jeden z najmniej inwazyjnych tego typu produktów, z którymi miałam do czynienia. Mojej cery nie podrażnił, nie wysuszył i nie spowodował wysypu niedoskonałości. Ja jestem na tak!

Węgiel



Niedawno odkryty i najmniej mi znany składnik spośród wszystkich dziś wymienionych. Nie mam pojęcia dlaczego tak późno po niego sięgnęłam, bo w sumie już dawno wiedziałam, że super dogaduje się z tłustą cerą. Od lat przecież znany jest z właściwości antybakteryjnych i przeciwzapalnych, reguluje też wydzielanie sebum, odblokowuje pory, oczyszcza oraz złuszcza martwy naskórek czy pomaga pozbyć się zaskórników. Najlepsze jest jednak to, że robi to w sposób delikatny i bezinwazyjny. Nie powoduje podrażnienia lub  zaczerwienienia cery czy jej łuszczenia. 



Obecnie najlepiej mi znane produkty z węglem w składzie to serum Bielendy z serii Carbo Detox, żel Garniera czy gąbka Konjac. Ten pierwszy ma już swoją recenzję na blogu i bardzo chętnie Was teraz do niej odeślę ( o ile jesteście zainteresowani poznaniem produktu) :) O żelu Garniera (ok. 16,99 zł) tylko wspomniałam przy okazji przedstawienia nowości Rossmanna. Na pewno nie jest to najdelikatniejszy produkt do mycia twarzy jaki miałam. Nie dość, że dosyć wysoko w składzie jest SLS to jeszcze znajdziecie w nim mentol, który może podrażnić cerę. Z resztą nie trzeba być znawcą by się domyślić, że mamy do czynienia z produktem o większym kalibrze. Sam zapach potrafi wywołać łzawienie, chociaż nie zauważyłam by ostatecznie mocno ściągał czy wysuszał cerę. Na pewno polecałbym go głównie posiadaczom skóry, która łatwo się zapycha i na co dzień nosi mocno kryjące podkłady oraz filtry. No i oczywiście tylko do stosowania wieczorem po całym dniu, bo nikt z nas raczej nie potrzebuje tak mocnego oczyszczania o poranku gdy cerę pokrywają jedynie pozostałości aplikowanych na noc kosmetyków lub nadmiar sebum. Produkt ten stosowałam w miarę regularnie i szczerze przyznam, że nie wyrządził mi krzywdy chociaż staram się omijać SLSy w kosmetykach myjących wielkim łukiem. Pochwalić go za to muszę za kwas salicylowy dosyć wysoko w składzie, bo działa on cuda na mojej skórze i może dlatego żel wypadł tak dobrze. Jak już wspomniałam nie jest to produkt dla każdego i jeszcze przed jego użyciem byłam pewna, że się nie polubimy, ale dziś sama sobie udowadniam, że moje obsesyjne czytanie składów nie zawsze wychodzi mi na dobre :)



Gąbka Konjac (ok. 39,90 zł) zawiera inny węgiel zwany bambusowym, ale również świetnie nada się do skóry tłustej i problematycznej. Według mnie bije na głowę wszystkie myjki, supernowoczesne urządzenia i technologie z kosmosu. Jest bardzo, bardzo, bardzo delikatna, ale też mega skuteczna. Złuszcza martwy naskórek, porządnie oczyszcza, pomaga w walce z zaskórnikami oraz rozszerzonymi porami. Skóra po jej użyciu jest mięciutka, gładka i dopieszczona na maksa. Jestem prawie pewna, że nie będziecie żałować jeśli zdecydujecie się na zakup tej gąbeczki. Jest cudowna!
                                                                                

Zapamiętajcie ten post, bo jest przełomowym w istnieniu bloga. Oczywiście wciąż będę sprawdzać składy kosmetyków, ale postaram się nie traktować ich jako wyroczni, bo tak naprawdę nie jestem chemikiem i specem od ich rozszyfrowywania choć jakieś pojęcie o składnikach mam. Chyba dałam się trochę zmanipulować narzekając na jakiś produkt tylko dlatego, że nie jest on w stu procentach naturalny choć oczywiście wiedziałam iż nie zawsze oznacza to skuteczność. A może bałam się popularnych ostatnio oskarżeń o polecanie "chemii"? Wciąż jednak będę szukać na liście INCI ulubionych substancji, które naprawdę dobrze wpływają na moją cerę i właśnie dziś mieliście okazję je poznać. Koniecznie dajcie znać, które z nich znacie, lubicie, szukacie oraz polecacie. 

PS: Wybaczcie, że zdjęcia pochodzą z różnych parafii, ale nie niektóre z nich były robione dawno temu :)

Recenzje produktów wspomnianych w poście:



"BRUDZĄCE" SERUM BIELENDY CZYLI CARBO DETOX SERUM WĘGLOWE. HIT DLA SKÓRY TŁUSTEJ I TRĄDZIKOWEJ? 

NOWI ULUBIEŃCY W PIELĘGNACJI: PŁYN MICELARNY, ŁAGODNY ŻEL DO MYCIA TWARZY I SUPER SERUM Z KWASEM HIALURONOWYM.

 JAK PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA WIELKIE WYJŚCIE? PLAN PIELĘGNACJI CERY: KOSMETYKI DROGIE I ICH ZAMIENNIKI.

  ODSYŁAM TONIKI DO LAMUSA!/ MOKOSH HYDROLAT MALINA Z ALOESEM.


MÓJ SPOSÓB NA WALKĘ Z ODWODNIONĄ SKÓRĄ, CZYLI HIALURONOWY MIKROCHIRURG OD MINCER PHARMA/ MINCER PHARMA NEOHYALURON SERUM HYDROLIFTINGUJĄCE

NAJWAŻNIEJSZA PREMIERA W HISTORII PIELĘGNACJI I KOSMETYKI ZA GROSZE! THE ORDINARY NIACINAMIDE 10% + ZINC 1% I HYALURONIC ACID 2% + B5. 





INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.