Ciężko żyje się w świecie, w którym tak wielu ludzi pragnie być głównie piękna, zgrabna i wysportowana. Każdego dnia telewizja oraz bilbordy pokazują nam idealne kobiety z porcelanową cerą i kształtnymi ustami, a najnowsze poradniki uczą jak schudnąć w tydzień, dorabiając się przy tym bujnej czupryny. Stosunkowo nowe słowo selfie zna już prawie każdy i nie ma wydarzenia na którym by go zabrakło. Drogeryjne półki coraz częściej oferują nam podkłady czy inne kosmetyki kolorowe, których zadaniem jest sprawić byśmy prezentowały się na zdjęciach iście filmowo. Nic dziwnego więc, że zawsze przed wielkim wydarzeniem staramy się bardziej dbać o cerę, ciało i włosy. Osobiście nie jestem zwolenniczką obsesyjnej pielęgnacji na raty, bo uważam, że tylko systematyczność okraszona odpowiednimi dla naszej cery kosmetykami stoi za zdrową i zadbaną cerą. Zdaję sobie jednak sprawę, że dzisiejszy świat pędzi szybko, nie zatrzymuje się ani na minutę i chociaż bardzo bym chciała, to nie każda kobieta ma ochotę i czas na skrupulatne wklepywanie w swoją cerę kilku zbawiennych produktów. Szczególnie przed snem czy zanim wyjdzie do pracy. Dziś więc przygotowałam krótki poradnik jak troszkę podreperować skórę twarzy przed wielkim wyjściem by zawsze być gotowym na idealne selfie :) Specjalnie dla Was znalazłam też kilka zamienników dla mojego niezbędnika, w większości wyposażonego kosmetykami z wyższej półki. Będzie ciekawie!
1-2 miesiące przed
Jeśli zamierzacie pozbyć się zaskórników, wyprysków czy choćby małych krostek, na pewno należy zacząć o tym myśleć na kilka miesięcy przed wielkim wyjściem. Gdyby jednak zdarzyło się iż zaproszenie nie daje Wam aż tyle tygodni, mam nadzieję, że dostaniecie chociaż jeden miesiąc. Praktycznie każdy produkt poprawiający stan cery, potrzebuje czasu by pokazać nam swoją moc. Posiadaczki tłustej, trądzikowej skóry mogą być zadowolone z LIQ C serum (recenzja tutaj), które nie kosztuje dużo i potrafi w ciągu dwóch tygodni doprowadzić moją cerę do idealnego stanu. Bez wyprysków, z super gładkością i poprawą elastyczności. W razie gdybyście planowały wypróbować jakieś nowe super produkty, to na pewno nie róbcie tego na dwa dni przed imprezą. Nigdy nie wiemy jak nieznane formuły czy składniki potraktują naszą skórę. Mogą przecież spowodować wysyp lub pogorszyć stan cery, a tego typu zdarzenia spokojnie zalicza się do grona katastroficznych. Koniecznie też sprawdźcie trwałość nowych podkładów, pudrów czy cieni ( o ile nie macie umówionej wizyty u ulubionej kosmetyczki).
2 tygodnie przed
Już dwa tygodnie przed wielkim wyjściem zacznij sięgać po peelingi i wykonuj je w zależności od potrzeb raz lub dwa razy w ciągu siedmiu dni. Dzięki tego typu zabiegom pozbędziesz się suchych skórek, odblokujesz pory i sprawisz, że cera stanie się gładsza, a tym samym zapobiegniesz nowym wypryskom. Pamiętaj jednak by dokładnie przyjrzeć się swojej skórze i jeśli jest wrażliwa lub wciąż męczy ją trądzik, sięgnij po delikatniejsze peelingi, tak by zmniejszyć ryzyko podrażnienia do minimum. W tej kategorii moim ulubieńcem od lat jest produkt Organique (recenzja tutaj). Już Wam kiedyś o nim wspominałam i zaciekawił sporą ilość osób. Uwielbiam jego zapach, działanie i luksusowy, ładny wygląd opakowania. Te z Was, które nie chcą wydawać aż takiej kwoty na peeling odsyłam do produktu, który odkryłam przypadkiem i pokochałam od pierwszego użycia. Mowa o Mincer Pharma Vita C Infusion Nawilżająca Mikrodermabrazja (ok 23 zł). Uważam, że to świetny zamiennik wspomnianego wyżej dziecka marki Organique. Działają bardzo podobnie i chociaż ten drugi nie wygląda tak zachwycająco, bo nie mieni się mocą tysięcy drobinek, umieszczony jest w wygodnej tubce z pomarańczowymi, radosnymi akcentami, co też uważam za fajne rozwiązanie. Aplikując go na twarz mamy wrażenie iż smarujemy ją kremem, który momentalnie chłodzi, daje uczucie ukojenia i odświeżenia, co tylko potęguje cytrusowy zapach. Po kilku minutach delikatnie zaczynam masować buzię, a małe drobinki mimo iż nie są mocno wyczuwalne, świetnie wykonują swoją pracę. Dzięki nim moja cera jest niesamowicie gładka, miękka i aż widać, że odetchnęła oraz dostała porządny zastrzyk energii. Regularne używanie właściwego peelingu może przynieść tylko korzyści w postaci dobrze oczyszczonej, zdrowszej i młodziej wyglądającej skóry. Zdecydowanie polecam!
Kolejnym etapem na dwa tygodnie przed wyjściem jest zadbanie o opaleniznę. Bardzo się cieszę, że obecnie do lamusa odeszły solaria i już mało kto (mam nadzieję) z nich korzysta. Produkty samoopalające zdecydowanie ostatnimi czasy ewoluowały i obecnie używać ich mogą nawet mało sprawne ręce. Oczywiście nie każdy na wielkie wyjście musi być opalony, ale ja osobiście lepiej się czuję w lekko przybrązowionej skórze, która muśnięta “Słońcem” wygląda na zdrowszą i ładniejszą. Moim zdecydowanym faworytem w tej kategorii jest Vita Liberata Tinted Self Tan Lotion (ok. 128 zł), który jednoznacznie kategoryzuje do produktów nieco mocniejszych. Czasami można go używać nawet na dzień przed ważną dla nas okazją i na pewno efekty będą zauważalne. Ja jednak bezsprzecznie wolę utrwalać balsam nakładając produkt co dwa dni (tydzień lub dwa przed planowanym wyjściem). Na pewno mnóstwo z Was zna już produkty tej marki i jak wiecie rzadko spotykają się negatywnym odbiorem. Użytkowniczki kochają je przede wszystkim za łatwość obsługi i znikomą doświadczalność nieestetycznych plam. Wygodna pompka idealnie dozuje balsam i wystarczy odrobina by pokryć produktem całą twarz. Praktycznie od razu zobaczycie, które miejsca już zostały nim obdarowane, więc obawa iż zapomniałyście posmarować jakąś część w przypadku tego kosmetyku nie istnieje. Do aplikacji produktu polecam używać specjalnej rękawicy, która zdecydowanie ułatwia dokładne rozsmarowywanie i zapobiega brudzeniu rąk, chociaż moim super trikiem jest zastąpienie jej pędzlem typu kabuki. Lekka opalenizna widoczna jest praktycznie po kilku godzinach. Jeśli taki efekt jest dla Was zadowalający, możecie balsamu użyć nawet na kilkadziesiąt minut przed aplikacją makijażu, bez obaw o wpadkę lub przykry, intensywny zapach, który towarzyszy innym tego typu produktom. Jedynym dosyć znacznym dla wielu z nas minusem samoopalacza od Vita Liberata jest cena. Znam kilka nieco tańszych zamienników, ale przy kupnie sukienki, butów i planowanej wizycie u fryzjera, nabycie ich wciąż może wydawać się niemożliwe. Znalazłam jednak jednego wybawiciela, który nie kosztuje dużo i bardzo fajnie działa. Mowa o produkcie marki Bielenda, czyli koncentracie brązującym Argan Bronzer (ok. 28 zł). Co prawda jest on dużo słabszy niż wspomniany wyżej balsam i na jego efekty należy trochę poczekać, ale jestem pewna, że aplikowany codziennie przez dwa tygodnie, da się polubić. Jeśli choć trochę zaciekawiłam Was tym produktem, zapraszam do zapoznania się z jego recenzją o tutaj :)
1 tydzień przed
W kolejnym etapie nie będę polecać Wam następnych produktów. Tym razem proszę tylko o kontynuację peelingowania i codzienne nawilżanie cery. Wiem, że nasze życie nie wygląda jak na Instagramowych zdjęciach i nie każdy śpi ile chce w satynowej pościeli, na śniadanie pije szklankę wody z idealnie skrojoną cytryną, a później je nieziemsko fotogeniczną miskę płatków owsianych z nasionami goi. Myślę jednak, że na tydzień przed ważną dla nas okazją można odpuścić sobie nocne oglądanie seriali z wielką miską chipsów na kolanach. Radziłabym w ciągu tych siedmiu dni pić dużą ilość wody (fajnie jakbyście robiły to każdego dnia), odżywiać się w miarę zdrowo i unikać mocno solonych potraw, które zatrzymują wodę w organizmie oraz mogą powodować powstawanie worków pod oczami. Dodatkowo polecam spać 8 godzin, unikać stresu (marzenie!), który ponoć może być powodem nowych wyprysków. Oczywiście podpunkt ten traktujcie trochę z przymrużeniem oka, bo chociaż każdy z nas stara się właśnie tak żyć i wiem, że istnieją ludzie, którym się udaje, nie zawsze życie układa się według naszego scenariusza. Jeśli wszystko nie jest możliwe, można skupić się choć na jednej z tych porad. Na pewno nam nie zaszkodzi :)
1 dzień przed
Podekscytowane, przebierając nogami i odliczając już godziny do wielkiego wyjścia, wciąż nie możemy zapomnieć o naszej cerze. Na dzień przed polecam zrobić sobie maseczkę. Najlepiej zastosować sławny ostatnio trend, który zwie się multimasking. Od kiedy zaczęłam go stosować, nie wyobrażam już sobie innego sposobu aplikowania maseczek. Jeśli na co dzień dbacie o swoją twarz i dokładnie się jej przyglądacie, pewnie wiecie już, że nie zawsze każda część potrzebuje tego samego produktu. Czasami tylko strefa T (nos, czoło, broda) mocno się przetłuszcza, policzki są suche, a skóra pod oczami wymaga bardziej delikatnych kosmetyków. Mocno oczyszczająca maseczka w tym przypadku nie jest dobrym rozwiązaniem. Fajnie jest wtedy sięgnąć po produkty o różnej mocy i działaniu. Jako posiadaczka trądzikowej cery najpierw pod oczy aplikuje płatki, których zadaniem jest jej nawilżenie, zmniejszenie cieni i lekkie odświeżenie. Moimi ulubionymi są te od StarSkin, czyli Smoothing Bio-Cellulose Second Skin Eye Mask (ok. 54 zł). Producent w nazwie kosmetyku umieścił określenie druga skóra, co tyczy się materiału, z którego płatki zostały stworzone. Mowa tu o znanej Wam pewnie biocelulozie, która świetnie nadaje się do maseczek w płachcie, obecnie coraz częściej stosowanych i uwielbianych. Faktycznie płatki idealnie dopasowują się do skóry twarzy i przylegają do niej tak idealnie, że widać przez nie nawet rozszerzone pory i krostki. Z początku mogą Was przerazić ich duże rozmiary, bo po aplikacji zakryte mamy pół policzka i skronie, wysoko ponad brwi. Dla jednych może być to wada, a dla innych zaleta. Mi osobiście ich wielkość już nie przeszkadza. Jedno opakowanie zawiera dwie pary płatków, które do momentu otwarcia moczą się w lepkim serum. Może nie ma spektakularnego składu, ale znajdziemy w nim uwielbiany przez wielu filtrat ze śluzu ślimaka, czy wyciąg z korzenia tarczycy bajkalskiej, oraz wiele innych składników, których właściwości nie są szeroko znane. Po 15 minutach usuwamy biocelulozę, a resztę produktu, która pozostaje nam na twarzy, dokładnie wsmarowujemy. Płatki już chwilę po aplikacji dają niezwykłe uczucie odświeżenia i ukojenia. Skóra zyskuje blask, jest lekko napięta, a opuchlizna zostaje zmniejszona. Dzięki nim cera wygląda na zdrowszą, a my nie potrzebujemy już tony korektora by zakryć to co nie będzie się dobrze prezentować bez poprawek.
Wiem, że płatki od StarSkin nie kosztują mało i żeby Was nie zniechęcić, pokażę produkt, który można stosować zamiast nich. Jest to Rival de Loop Revital Q10 Przeciwzmarszczkowe Płatki pod oczy (ok. 16 zł). Co prawda trochę się różnią od tych wyżej wspomnianych, ale też działają nieźle. Opakowanie, w którym mieszkają niestety nie posiada żadnego serum, a sam produkt stworzony jest z mięciutkiego żelu, który łatwiej trzyma się skóry. Ich rozmiar na pewno nikogo nie przerazi, bo zakrywają tylko skórę pod oczami, a nie w koło nich lub nieco poniżej. Płatki od Rival de Loop ze względu na swoją konsystencję są nieco sztywniejsze i mocniej odczuwalne, co może powodować dyskomfort. Już chwilę po aplikacji dają uczucie chłodzenia i ukojenia, mniej intensywne niż w przypadku StarSkin, ale równie przyjemne. Po 20 minutach wystarczy odkleić produkt od twarzy i już możemy cieszyć się odświeżoną, nawilżoną skórą. Na pewno nie zauważycie żadnego działania przeciwzmarszczkowego, ale cera zyska blask i będzie wyglądać na zdrowszą. Skład produktu również nie zachwyca, ale myślę, że warto go przetestować, bo bublem na pewno nie jest.
Ufff. Przebrnęliśmy przez oczy, więc pora na strefę T. Na nią aplikuję maseczki głęboko oczyszczające. Moją ulubioną jest pewnie znana wielu z Was Sephora Mud Mask Purifying & Mattifying (55zł). Uwielbiam jej szklane, ciężki opakowanie, które nadaje poczucie iż mamy styczność z kosmetykiem luksusowym. Jeszcze mocniej kocham się w tym mocnym, niesamowicie świeżym zapachu, ukrytym pod białym wieczkiem chroniącym cenną zawartość. Maseczka jest bardzo gęsta, zbita i gołym okiem widać w niej zatopione "drobinki". Już chwilę po aplikacji zastyga zmieniając kolor z szarego na biały. Czasami skóra pod nią może lekko szczypać, ale nie powoduje to wielkiego dyskomfortu i nie jest bolesne. Po zmyciu maseczki dzieje się magia! Cera wygląda jakby zyskała nowe życie. Jest idealnie oczyszczona, gładka i ukojona. Pory zdecydowanie się zwężają, a przy regularnym stosowaniu na pewno zauważycie poprawę cery. Jej usunięcie może nie należy do najłatwiejszych, ale wystarczą specjalnie przeznaczone do tego typu zabiegów gąbeczki lub choćby mały ręczniczek i nieco przyspieszymy ten proces.
Wiem, że Sephora Mud Mask nie należy do najtańszych produktów i chociaż uważam, że choćby przez wzgląd na wydajność i działanie warto w niego zainwestować, znalazłam Wam maseczkę, która działa bardzo podobnie. Mowa tu o dziegciowej maseczce oczyszczającej od Bania Agafii (ok. 7 zł). Działa równie świetnie i kosztuje zaledwie kilka złotych. Jej działanie na pewno zauważycie już po pierwszym użyciu. Więcej na jej temat dowiecie się w tym miejscu.
Na koniec zostają policzki, które zawsze staram się traktować trochę delikatniej. Skóra na nich jest bardziej sucha i nie wydziela aż tak dużej ilości sebum, przez co nie potrzebuje głębokiego oczyszczania. W tym przypadku najlepiej sprawdza się u mnie siostra wspomnianej wyżej maseczki dziegciowej, czyli ta w błękitnym opakowaniu, która również należy do grona oczyszczających. Działa jednak słabiej, ale również odświeża cerę i domywa wszelkie zanieczyszczenia. Buzia po jej użycia jest miękka, gładka, a dodatkowo jeszcze nawilżona. To właśnie ta ostatnia właściwość sprawia, że tak bardzo ją lubię. Dzięki niej zdecydowanie łatwiej aplikuje mi się makijaż i wygląda on wtedy o niebo lepiej. Dodatkowo produkt ten również kosztuje grosze i jest bardzo wydajny. Po prostu nie mogę na niego narzekać.
Kilka godzin przed
Jeśli nie macie ochoty obcować z tradycyjnymi maseczkami odsyłam do ostatnio bardzo chwalonych płacht, nasączonych różnego rodzaju substancjami. Pewnie większość z Was słyszała już o nich i co najlepsze obecnie są znacznie łatwiej dostępne. Ich wybór jest ogromny i mam wrażenie, że potrafią leczyć dosłownie wszystko. Można je kupić za grosze, chociaż są i takie, które kosztują naprawdę sporo. Ich działanie faktycznie zachwyca oraz daje widoczne rezultaty. Wystarczy jedna aplikacja przed ważnym wyjściem by zauważyć ogromną różnicę. Wyrównany koloryt skóry, poprawę nawilżenia, oczyszczenie, ściągnięcie porów czy rozświetlenie. W tych niepozornych saszetkach można znaleźć naprawdę wszystko. Jeśli jeszcze nie zdążyłyście się zapoznać z tego typu maseczkami to zapraszam Was do mojego mini przewodnika, w którym dowiecie się sporo ciekawostek na ich temat.
Do moich ulubionych produktów w tej kategorii należy maseczka od Klairs, czyli Rich Moist Soothing Sheet Mask (ok. 8 zł). Ten kawałek płachty naprawdę działa cuda! Już na drugim miejscu w składzie ma kwas hialuronowy, który daje prawdziwego, nawilżającego kopa. Moja skóra dosłownie pływała w składnikach kojących i nawadniających. Mimo iż jest skąpana w takiej wypasionej ilości dobroci, po ściągnięciu pozostały płyn szybko się wchłania i pozostawia skórę gładką oraz niesamowicie miękką. To taki zastrzyk witalności dla szarej i zmęczonej skóry. A co najlepsze nie zauważyłam by wpłynęła negatywnie na stan mojej cery. Jeśli przed imprezą sięgnięcie po tą maseczkę to będziecie miały pewność, że dzięki niej każdy podkład pięknie ułoży się na buzi i będzie wyglądał po prostu znakomicie! Czujecie się zainteresowane? Maseczkę możecie dostać o tutaj, w moim ulubionym markecie :)
Na koniec nie zapomnijcie o dobrej bazie i wyjątkowo trwałym podkładzie, ale to już temat na inny post. Mam nadzieję, że wśród wymienionych przeze mnie produktów znajdziecie coś dla siebie i będziecie zadowolone z wyboru jakiego dokonałyście. Od siebie życzę Wam wspaniałej zabawy, udanych selfie i makijaży, które polegną jedynie w walce z dobrym płynem micelarnym :)
Wybieracie się gdzieś niedługo? A może któraś z Was planuje już swój wielki dzień? Koniecznie podzielcie się jak Wam idą przygotowania :)
Na koniec nie zapomnijcie o dobrej bazie i wyjątkowo trwałym podkładzie, ale to już temat na inny post. Mam nadzieję, że wśród wymienionych przeze mnie produktów znajdziecie coś dla siebie i będziecie zadowolone z wyboru jakiego dokonałyście. Od siebie życzę Wam wspaniałej zabawy, udanych selfie i makijaży, które polegną jedynie w walce z dobrym płynem micelarnym :)
Wybieracie się gdzieś niedługo? A może któraś z Was planuje już swój wielki dzień? Koniecznie podzielcie się jak Wam idą przygotowania :)