Nikt nie zaprzeczy, że czerwona, krwista i seksowna pomadka jest najbardziej rozpoznawalnym produktem do ust na całym świecie. Dodaje elegancji, szyku i od lat towarzyszy na największych światowych wydarzeniach celebrytom i wizażystom. Moim zdaniem najlepiej wygląda na pewnej siebie i zdecydowanej kobiecie, odzianej w wieczorową suknię i brylanty, za którą ciągnie się najnowszy zapach od Chanel. Chociaż widziałam też jej moc na dziewczynach ubranych w klasyczne dżinsy i biały top. Czytając poradniki łatwo wywnioskować, że powinna pasować praktycznie każdemu, bez względu na kolor cery czy włosów. Ja niestety należę do grupy osób, które w czerwieni prezentują się dosyć obciachowo, tanio i nakładając ją na usta zawsze mam wrażenie, że zaczynam wyglądać na przebraną, tak jakbym z czymś przesadziła i to bardzo. To samo tyczy się różowych, fuksjowych odcieni, szarości czy brązów. Mam wrażenie, że świat pomadek nie jest moim miejscem i nie umiem się w nim odnaleźć, bo chociaż posiadam kilka szalonych odcieni, to od dawna mam je tylko by mieszkały na ukochanej toaletce. Od czasu do czasu ścieram z nich kurz, znowu oglądam, przymierzam i kolejny raz upewniam się, że to jednak nie to. Najlepiej czuję się w jasnych, ledwie widocznych odcieniach, typowych "nudziakach" lub przy odrobinie szaleństwa sięgam po kolory zbliżone do dziewczęcego baby pink. Dziś pokażę Wam pomadki, które chwytam najczęściej i chociaż nie doznacie deszczu kolorów i odważnych propozycji, myślę że warto obejrzeć każdą z nich. Wszystkie odcienie pasują do codziennego wyjścia i dobrze się w nich poczujecie zarówno na imprezie, jak i w kościele czy pracy.
MAC Satin Lipstick/ Myth
Ta pomadka to zdecydowanie mój numer jeden i codzienny towarzysz. Pachnie bardzo ciekawie, niczym słodkie ciastko i myślę, że woń ta na długo zapada w pamięć :) Jest niezwykle miękka, kremowa i łatwo rozprowadza się na ustach. Już jedna warstwa wspaniale je pokrywa i ukazuje piękny kolor w całej swojej okazałości. Odcień Myth to typowy, jasny i neutralny “nudziak”, który wpasuje się w każdą okazję z tym swoim fajnym, satynowym wykończeniem. Moim wargom nadaje jedynie lekki kolor, mało krzykliwy i broń Boże nie nachalny. Uwielbiam jego subtelność, która dodaje mi pewności siebie i pozwala czuć się bezpiecznie. Po słynnych i rozchwytywanych pomadkach MAC raczej spodziewałam się czegoś więcej. Mam na myśli nienaganną i wielogodzinną trwałość, ale oczywiście takie właściwości głównie posiada matowe wykończenie. Nie znaczy to, że Myth szybko znika z moich ust, bo trzyma się na nich kilka godzin (3-4), a później delikatnie ginie bez zostawiania nieestetycznych plam czy osiadania w bardziej przesuszonych obszarach ust. Po jedzeniu czy piciu widać, że właśnie stoczyła walkę i chociaż nie została ostatecznie pokonana, to jednak potrzebuje kolejnej dawki koloru by poczuć się lepiej. Ta pomadka to świetny kompan, bo ma niesamowity urok, nie wysusza ust i nie osłabia ich kondycji. Zdecydowanie mój numer jeden i chociaż chciałabym uzyskać od niej nieco więcej, to jednak mało pomadek może się z nią równać.
Rimmel London Kate Nudes Lipstick
Ta pomadka pewnie nie raz patrzyła na Myth ze złością i żalem, bo jeszcze niedawno sama stała na podium. W październiku stuknie rok od czasu kiedy się w niej zakochałam i do dziś mam do tego produktu sentyment. Nie jest już tak miękka i kremowa jak ta od MAC, ale pachnie podobnie, chociaż mniej intensywnie. Równie łatwo się rozprowadza i też wystarczy tylko jedno pociągnięcie by kolor dokładnie pokrył usta. Oczywiste jest, że żadna pomadka nie będzie wyglądać dobrze na popękanych i suchych wargach, ale ta wymaga naprawdę porządnej gładkości. W innym wypadku może mocno podkreślić odstające skórki i zagłębić się we wszystkich nierównościach. Pomadka od Rimmel nie może pochwalić się trwałością MACa, bo jedna czy dwie godziny nieskazitelnego wyglądu to jej rekord, a spotkania z jedzeniem i piciem na pewno nie przetrwa. Z ust niestety schodzi nierównomiernie, ale jej jasny kolor sprawia iż ten mały defekt nie rzuca się mocno w oczy. Mimo, że ma sporo wad, uwielbiam jej typowo brzoskwiniowo-nudziakowy (znacie polskie określenie?) odcień i delikatność. Myślę, że jeszcze na jakiś czas zostanie ze mną :)
Bell Ms.Perfect Nude Lipstick 02 i 06
To przypadek połączył nas ze sobą. Do szafy Bell pobiegłam po korektor, ale nie mogłam przejść obok kolekcji noszącej nazwę Nude. Z całej serii pomadek tylko dwie skradły moje serce, chociaż to jaśniejsza (02) jest moim numerem jeden. Przy poprzednich produktach nie wspominałam o opakowaniach (chociaż te pomadek MAC są okropne), bo nie sprawiają żadnego problemu i nie mogłam na nie narzekać. Przy tych od Bell niestety napisy szybko znikają, a i sam “mechanizm” wykręcania często lubi płatać figle. Poza tym z poprzedniczkami łączy je satynowe wykończenie i ładny, chociaż bardzo delikatny zapach. Niestety nawet nakładane kilka razy nie pokrywają idealnie ust i dają jedynie delikatny odcień, przez który łatwo przebija naturalny kolor warg. Nie zaskoczę Was pewnie pisząc iż obie pomadki nie powalają trwałością i wytrzymują zaledwie drogę do przystanku. Może teraz trochę przesadzam, jednak do zachwytów nad tymi produktami na pewno jest mi daleko. Skłamałabym pisząc iż sięgam po te pomadki każdego dnia. Sporadycznie wpadają w moje dłonie i nie zauważyłam by źle wpływały na stan moich ust, więc lubię, gdy czasem na nich spoczywają. Zwłaszcza jasna, lekko różowa 02 zachwyca mnie swoim odcieniem. Nie zakupię ich ponownie, ale też nie żałuję, że znalazły się w mojej kosmetyczce. Za taką cenę nie mogłabym wymagać więcej.
Stila Stay All Day Liquid Lipstick Belissima
Jedyna matowa pomadka w tak jasnym odcieniu jaką posiadam. W przyszłości mam zamiar sprawić tej samotniczce towarzystwo, bo jak na razie tylko jej siostra o dużo ciemniejszym, trupim kolorze daje podobny efekt. Uwielbiam ją! Już same opakowanie daje wrażenie luksusowego i wyjątkowego produktu. Jeśli wcześniej chwaliłam słodki zapach poprzednich pomadek, to na pewno żaden z nich nie może równać się z tym od Belissmy! Jest mocno pudrowy, intensywny i może drażnić, ale na ustach szybko ulatuje. Aplikacja tego produktu wymaga nieco precyzji, bo mocno napigmentowana pomadka może się rozmazywać. A jakby tego było mało aplikator często lubi nabierać za dużo "płynu" . To chyba jedyne wady jakie znalazłam. Poza tym kolejny raz zachwycam się kolorem, który jest zdecydowanie najmocniejszy ze wszystkich jakie Wam dziś pokazałam. Pomadka szybko zastyga na ustach, a jej trwałość to bezspornie mistrzostwo. Nie boi się czasu czy jedzenia, podczas którego jedynie lekko ubywa (lubię wtedy dołożyć odrobinę, ale trzeba mieć na uwadze iż wówczas łatwo przesadzić). Robiąc swatche na dłoniach jako jedyna nie poddała się chusteczce do demakijażu i musiałam sięgnąć po płyn micelarny by się jej pozbyć. Tak jak każda matowa pomadka wymaga zadbanych, gładkich i miękkich ust. Lubi podkreślać każdą nierówność, chociaż nie zauważyłam by wysuszała czy pogarszała stan warg. Uwielbiam ją nosić na eleganckie wieczory, gdy mam na sobie piękną sukienkę i buty na obcasie. Pozwala mi się wtedy czuć jeszcze bardziej wyjątkowo i odświętnie. Na razie nie wyobrażam sobie by jej nie było na wyciągniecie ręki.
Zdaję sobie sprawę, że moje propozycje nie powalają na kolana, bo mają nud(n)e kolory, a większości daleko do perfekcji. Jednak Land of Vanity dopiero zaczyna swoją przygodę z pomadkami i obiecuję, że za jakiś czas pokażę Wam inne propozycje. Myślę, że mimo wszystko wśród tych pięciu produktów znajdziecie coś dla siebie, bo żaden z nich nie zasługuje na miano bubla. Moje postanowienie o kupnie chociaż jednej pomadki miesięcznie właśnie nabrało mocy i chociaż osobiste kolorystyczne preferencje nie dają mi wielkiego pola do popisu, myślę że jeszcze Was zaskoczę :)
Jak oceniacie mój pierwszy pomadkowy post? Mam nadzieję, że dobrze, bo zdecydowanie zamierzam pokazywać więcej kolorówki :)
PS: Wybaczcie, że zdjęcia opakowań pomadek są tak różne w kwestii jakości czy tła, ale niektóre z nich robione były bardzo dawno temu, kiedy moje umiejętności w fotografowaniu jeszcze mnie nie satysfakcjonowały. Będzie lepiej :)