Zdaję sobie sprawę, że obecnie w modzie jest makijaż niewidoczny, transparenty, taki, który istnieje, ale tylko wprawne oko może go wypatrzyć. Pewnie przychodząc teraz z recenzją podkładu, który stworzony został do porządnego krycia nie będę wyglądać za dobrze (who cares?). Sama od lat borykam się z problemami skórnymi, bliznami czy brzydkimi plamami i kamuflowanie weszło mi już w krew. Jakiś czas temu trochę odpuściłam, zaczęłam wystawiać moją skórę na światło dzienne, pozwoliłam by w końcu muskały ją wesołe promyki ciepłego Słońca i by złapała upragniony oddech. Porządne krycie i mat na długi czas odeszli do lamusa, ale do dziś najlepiej czuję się w mocniejszym makijażu i zdarza się, że popełniam tą zbrodnię i wybieram podkłady, które lubią sporo zasłaniać. Nawet jeśli w danej chwili jest tego niewiele. Na temat produktu od Marca Jacobsa Re(marc)able czytałam mnóstwo sprzecznych recenzji i wtedy już wiedziałam, że muszę oddać go w ręce mojej skóry, bo tylko ona mi prawdę powie. Oj bywało różnie. Moje odczucia niczym na rollercoasterze raz znajdowały się na poziomie zwanym pozytywnym, by zaraz przerodzić się w nienawiść i żal. Musiałam jednak w końcu dokonać wyboru i dziś już wiem co tak naprawdę o nim myślę. Dopiero teraz czuję się upoważniona do dzielenia się opinią na jego temat.
Marc Jacobs Re(marc)able Full Cover Foundation (od 115,90 do 195 zł/22ml)
Opakowanie jest piękne. I kropka. Kartonik, szkło oraz aplikator zakończony kuleczką. Całość w raz z dosyć niespotykanym kształtem buteleczki i uwielbianym przeze mnie minimalizmem, sprawia iż nie da się nim nie zachwycić. Wiem, że znajda się osoby, które będą narzekać na brak pompki, ale myślę, że tym razem znalazła godnego przeciwnika. Jestem pewna, że zwyczajnie nie dałaby rady z tą konsystencją. Ona wymaga precyzji oraz idealnego dozowania, bo inaczej produkt może się marnować, a tego chciałabym uniknąć. Sam wierzch opakowania czyści się bardzo źle i palce pokryte podkładem zostawiają na nim nieestetyczne plamy, a najgorsze jest to, że naprawdę ciężko jest się ich pozbyć. “Zakrętka” na której często zostaje sporo produktu potrafi po zamknięciu nieco rozlewać go na boki i może narobić bałaganu. Grube, toporne szkło nie należy do lekkich tworzyw, więc zabranie buteleczki w podróż może stanowić problem dla wielu osób. Mocny, pudrowy zapach też nie dla każdego będzie do zaakceptowania, ale na szczęście szybko ulatuje i już w kilka chwil pozwala o sobie zapomnieć.
Źródło |
Podkład Re(marc)able przy aplikacji wymaga precyzji i szybkiego roztarcia, bo w mig zastyga i ciężko później dokonać jakichkolwiek poprawek. Jego konsystencja jest naprawdę bardzo sucha, ale przy tym lekka i delikatna. Najlepiej współpracuje z mokrym Beauty Blenderem, który zdecydowanie pomaga mu w uzyskaniu jeszcze lepszego krycia. Wystarczą naprawdę małe kropki podkładu na każdej części twarzy by została idealnie pokryta. Produkt jest bardzo mocno napigmentowany i wspaniale kryje już przy pierwszej, delikatnej warstwie. Jeśli kiedykolwiek marzyłyście o idealnej, mało realistycznej twarzy porcelanowej lalki, Re(marc)able pozwoli Wam ją uzyskać. Zakryje wszystko! Piegi, przebarwienia, zaczerwienienia czy blizny. Daje mi matowe wykończenie, ale bez tworzenia efektu maski i moja skóra czuje się w nim niezwykle komfortowo.
Żeby pokochać podkład od Marca Jacobsa trzeba nauczyć się z nim dobrze obchodzić. Mimo iż pewnie chętniej sięgają po niego osoby, które mają jakieś problemy skórne, nie wybacza on żadnych mankamentów. Pięknie wygląda tylko na zadbanej i wypielęgnowanej skórze. W mig odkryje Wasze słabości i pokaże nieistniejące suche skórki czy pokreśli pory. Najlepiej prezentuje się na porządnie nawilżonej cerze i koniecznie potrzebna jest mu fajna baza. Tylko wtedy będzie wyglądał nieskazitelnie i satysfakcjonująco. Nałożenie zbyt dużej ilości podkładu wzmaga ryzyko uzyskania efektu maski i jego ważenia się czy popularnie mówiąc “ciastkowania”. Poza tym pudrowe wykończenie sprawia iż nie musimy nic więcej na niego nakładać, chociaż osoby z tłustą cerą mogą potrzebować lekkiego zmatowienia po kilku godzinach. Odcień Bisque Medium obecnie całkiem dobrze współgra z kolorem mojej cery, ale na zimę na pewno będzie za ciemny.
Już kilka razy pisałam Wam, że nie jestem pewna co sądzić o tym produkcie, bo z jednej strony bardzo go lubię, a z drugiej chyba trochę nienawidzę. Wygląda cudnie na skórze, z bazą trzyma się dobre kilka godzin, zero ścierania czy brudzenia ubrań. Jednak łatwo z nim przesadzić i potrafi wtedy wchodzić w zmarszczki, podkreślać każdą niedoskonałość lub nieestetycznie ważyć się. Nie zawsze też w świetle dziennym wygląda dobrze. Na pewno jest to bardzo ciężki do współpracy produkt, ale nałożony minimalnie i połączony z mokrą gąbeczką BB oraz zadbaną cerą może zachwycić. Myślę, że kupiłabym bym jego drugie opakowanie, choćby po to by służył mi na wieczorne wyjścia. Mimo dobrego krycia jest lekki i nie zauważyłam by źle wpływał na cerę, ale to też pewnie zasługa tego iż sięgam po podkład Re(marc)able bardzo rzadko. Efekt jaki daje na mojej skórze naprawdę uzależnia, zwłaszcza osobę, która nigdy nie miała idealnej cery :)
![]() |
PRZED |
![]() |
PO/JEDNA BARDZO CIENKA WARSTWA |
![]() |
PO/WIDAĆ POKREŚLONE PORY |
![]() |
PEŁNY MAKIJAŻ |
![]() |
PEŁNY MAKIJAŻ |
Podsumowując: na pewno nie jest to produkt dla każdego. Ja jestem na tak, a Wy zdecydujecie czy chcecie podjąć ryzyko. Wiem, że sporo osób na niego narzeka, ale są też takie, które uwielbiają jego wykończenie. Nie wiem czy próbki to dobre rozwiązanie, bo przed użyciem niezbędne jest porządne wstrząśniecie produktu. Myślę, że dlatego mogą nie przynosić satysfakcjonującego efektu.
To jak? Tak czy nie? :)
To jak? Tak czy nie? :)