Tanie hity! Produkty, po które musisz się udać do drogerii!


 Nie ma lepszego uczucia dla kosmetyholiczki jak rozpakowywanie najnowszej, luksusowej pomadki od Chanel czy podnoszenie wieczka kremu, w pięknym i ciężkim, szklanym słoiczku. Drogie kosmetyki kuszą niepowtarzalnym wyglądem, kosztownymi reklamami i faktem iż wychodzą pod szyldem znanej oraz rozpoznawalnej na całym świecie marki. I chociaż większość z nas zdaje sobie sprawę, że pewnie gdzieś na drogeryjnych półkach można znaleźć ich tańsze zamienniki, które mają podobne składy, ale inne, bardziej przyziemne opakowania, to i tak nie potrafimy się im oprzeć. Jestem w stanie wydać większą sumę na podkład, perfumy czy krem do twarzy, ale są w mojej pielęgnacji i makijażu produkty, od których nie wymagam więcej niż dobre działanie. Dziś postanowiłam podzielić się z Wami pięcioma kosmetykami, które dostępne są od ręki, a z ich zakupem nie trzeba się wstrzymać do następnej wypłaty. Cieszą portfel, pozostawiają czyste sumienie i uszczęśliwiają skutecznym działaniem. 



Essence Silky Touch Blush (ok. 11zł)


Od czasu, gdy trochę zrewolucjonizowałam mój makijaż po macoszemu traktuję róże. Dużo więcej uwagi poświęcam rozświetlaczom, a potem bronzerom i to one zdominowały moją toaletkę. Przeważnie nad kupnem nowego różu zastanawiam się, gdy ten po który najczęściej sięgam zaczyna pokazywać dno i informuje, że niebawem będziemy musieli się pożegnać. Rzadko szukam zastępcy wśród wysokopółkowych marek i tylko od czasu do czasu w tej kategorii zdarza mi się szaleństwo. Jedyne czego wymagam od tego typu produktów to delikatność i łatwość obsługi. Róż Essence lubię za to, że jest optymalnie napigmentowany. Nie muszę się męczyć z jego wydobyciem, ale też mam pewność iż nie zrobi nieestetycznych plam. Plastikowe opakowanie raczej nie robi wrażenia i nie sprawi iż na jego widok nasze serce zabije mocniej. Jest jednak bardzo solidne, nie otworzy się przypadkowo, a napisy nie znikają w czasie użytkowania. Produkt nasz policzek okryje lekko satynowym, jaśniutkim odcieniem różu, który delikatnie podkreśli urodę. Lubię fakt iż mogę być go pewna. Czuję się z nim bezpiecznie, bo przecież cały dzień utrzymuje się na twarzy i nie muszę się martwić iż wymagać będzie poprawek. To jest po prostu bardzo fajny róż!

ESSENCE SILKY TOUCH BLUSH 10 ADORABLE


Nivea Double Effect Eye Make-up Remover (ok. 17 zł)


  Pielęgnacja warstwowa i używanie kilkunastu produktów na twarz to w moim przypadku bardzo nieudany eksperyment. Został mi jednak z niego fajny nawyk, którym jest usuwanie makijażu oka przy pomocy dwufazowego produktu. Nigdy wcześniej ich nie kupowałam, bo przecież nawet się nie lubiliśmy. To mieszanie i niska skuteczność doprowadzały mnie do szału. Poza tym byłam pewna iż każdy płyn micelarny poradzi sobie ze zmyciem wszystkich zanieczyszczeń i makijażu. Przecież to tylko tusz. Dopiero po zakupie płynu od Nivea zrozumiałam w jak wielkim błędzie byłam. Produkt w mig udowodnił jak wiele kosmetyków kolorowych pozostaje na moich oczach, nawet jeśli ja ich nie widzę. Zmywanie nim makijażu to prawdziwa przyjemność. Jest taki skuteczny, łatwy w obsłudze i pozwala zaoszczędzić czas! Jego lekko tłusta konsystencja doskonale walczy z każdą maleńką pozostałością maskary czy cienia. Moje rzęsy dzięki niemu troszkę odetchnęły i odzyskały dawną lekkość. Wiem, że składem nie powala na kolana i można się za to do niego przyczepić, ale nie dotyka innych części mojej twarzy, więc nie będę w tym przypadku taka drobiazgowa. To skuteczność ma tu kluczowe znaczenie, a płyn od Nivea na pewno może się nią pochwalić. Lubię to!


UWAGA! PRZY ZAKUPIE TEGO PŁYNU ZWRACAJCIE UWAGĘ NA SKŁAD, BO WIEM, ŻE W POLSCE MOŻE ON BYĆ NIECO INNY. TYLKO TEN WIDOCZNY NA ZDJĘCIU GWARANTUJE WAM SUPER DZIAŁANIE!

 Tami My Baby Bawełniane ręczniczki dla noworodków 

(ok. 8.99 zł)


 Od dawna mam obsesję na punkcie osuszania twarzy. Nie jestem też zwolenniczką rękawic czy muślinowych szmatek. Próbowałam kiedyś i wiem jak wiele wymagają uwagi by ciągle zachowywały nienaganną czystość i świeżość. Z racji tego, że moja cera bardzo łatwo się zanieczyszcza staram się fundować jej jak najmniejszą dawkę bakterii. Na wstępie odpadają ręczniki do twarzy, a na ich miejsce wskakują te papierowe, które używam tylko raz. Wcale nie twierdzę, że jestem z tego powodu lepsza, po prostu to taka moja mała obsesja i dobrze mi z nią. Po długim czasie znalazłam już idealny krój i chłonność jednorazowego ręcznika, jednak przeszkadzał mi w nim fakt iż rolka ledwo mieściła się w łazience. Wciąż wyglądałam za czymś bardziej praktycznym, ale równie fajnym. Byłam wniebowzięta kiedy pierwszy raz użyłam chusteczek od Tami! Są grube, idealnie chłoną wodę oraz przy okazji tak delikatnie obchodzą się ze skórą. I mają pudełeczko, a w nim rolkę, taką co się rozwija, a później rwie wyznaczoną długość tekturowymi ząbkami by było szybko i wygodnie. Nadadzą się do wszystkiego, bo przecież dla niemowląt zostały stworzone, ale pomogą też zmyć lakier z paznokci, zaaplikować tonik czy zdjąć maseczkę. W ich używaniu ogranicza Was tylko wyobraźnia. To mój must have i nie wyobrażam już sobie bez nich życia (zamówiłam kolejne opakowania, a gdy zgarnęłam wszystkie z Rossmannowej półki to ludzie dziwnie na mnie patrzyli). Wiem, że te ręczniczki to żadne odkrycie i nie każdy zwariuje na ich punkcie, ale są fajne prawda?



Isana olejek pod prysznic z pantenolem i witaminą E

 (ok. 6.59 zł)


 Jestem chyba jedną z niewielu blogerek, która tak późno zapoznała się z asortymentem marki Isana. Wiem, że lubicie, wiem, że chwalicie i polecacie. Cieszę się, że z tak rozległej oferty udało mi się wybrać produkt, który od razu podbił moje serce. Olejek pod prysznic niestety nie zawędrował aż tak daleko i raczej nigdy nie znajdzie się tam gdzie jego przeznaczenie. Pachnie okropnie, sztucznie, niczym wielka beczka tłustej, zjełczałej cieczy, a może po prostu jak olej. Raczej nie chciałabym nim myć ciała, chociaż nie przesądzam, że w roli tej nie sprawdziłby się. Nie ma jednak lepszego produktu do mycia pędzli, a przede wszystkim gąbeczki Beauty Blender! Olejek domywa ją praktycznie do czysta. Szybko i bez mozolnego, długiego mycia. Czyszczenie akcesoriów do makijażu tym żelem to przyjemność, a nie przykry obowiązek. W kontakcie z wodą zmienia kolor na biały i zaczyna wytwarzać się lekka pianka. Niestety olejek jest trochę mało wydajny i szybko się zużywa, ale na szczęście nie kosztuje wiele i zawsze można iść po następne opakowanie. Na razie jestem pewna iż nie chcę żadnych innych produktów do mycia pędzli czy BB, bo za taką cenę raczej lepszych nie dostanę. To jest hit!

Biovax Caviar Odżywczy Oleo-krem do włosów (ok.18.99 zł)


 Takich cudów jeszcze moje oczy nie widziały. Oleo-krem, czyli niby krem do włosów, ale z olejkami. Co prawda Biovax to dla mnie też nowość, ale jak mówią przysłowia czy powiedzenia ryzykować trzeba. Poza tym gdzieś widziałam, gdzieś chwalili i chociaż z góry zakładałam porażkę, ciekawość zwyciężyła. Moje przetłuszczające się w tempie ekspresowym włosy z olejkami się dogadać nie mogą. I wcale im się nie dziwię, bo te obciążają je i sprawiają iż wyglądają jeszcze gorzej. Powszechnie jednak wiadomo, że olejki wiele dobrego mogą zrobić i zawsze jakoś próbowałam przemycić je do mojej pielęgnacji. Producent obiecuje nawilżenie i upiększenie, ale całość dostajemy razem z lekkością, której tak pożądałam. Już sama tubka zamykana na kilk i piękne, sprawiające bardzo luksusowe opakowanie przyciąga wzrok. Zapomnicie jednak o wszystkim gdy poczujecie ten zapach! Och jak ja go uwielbiam! Jest taki słodki, orientalny i pozostaje długo na włosach. Idzie się od niego uzależnić. Chwalić jednak będę działanie, bo to ono wywarło na mnie najlepsze wrażenie. Produkt ten można używać na sucho oraz mokro i faktycznie w obu przypadkach działa tak jak należy. Kiedy zaaplikuję go zaraz po umyciu, moje kosmyki są fajnie dociążone, nie puszą się i wyglądają na zdrowsze. Natomiast jeśli potrzebuję ujarzmienia i lekkiego wygładzenie małą ilością kremu pokrywam końcówki. Nigdy nie zdarzyło się by moje włosy wyglądały po tym produkcie na tłuste czy obciążone. Ten krem naprawdę działa! Co prawda obiecane nam olejki znajdują się nieco dalej w składzie, ale działanie rekompensuje mi wszystko. Takiego produktu szukałam od dawna! Co więcej nie wyszedł on spod igły bardzo drogiej, luksusowej marki, a swoim wyglądam i działaniem wcale nie odbiega od tego typu kosmetyków. Bierzcie, bo na pewno będziecie zadowolone!




We wszystkich produktach jestem zakochana i chociaż niektóre z nich są ze mną od niedawna, to wiem iż pozostaną w mojej łazience na dłużej. Nigdy nie przypuszczałabym iż za takimi niskimi cenami, może kryć się satysfakcjonująca jakość. Możliwe iż większość polecanych przeze mnie kosmetyków znacie, a jeśli nie to naprawdę warto spróbować. Bo po co przepłacać? :)

To po co udacie się do drogerii? :)

INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.