Problemów skórnych bez LIQ?/ LIQ C serum/maska na noc z 15% witaminą E



Są kosmetyki o których piszą gazety, trąbią tabloidy, a w telewizji reklamuje je znana aktorka z idealnie białymi zębami. Blogerki jedna za drugą dodają pozytywne opinie i tylko podsycają już dawno zasiane pragnienie posiadania produktu, który ponoć czyni cuda. Wiem, że wśród Was są takie, które potrafią wydać fortunę byle tylko coś wyleczyć, zakryć, podnieść czy wyszczuplić.  Kobieta z piękną, nieskazitelną cerą czy lśniącymi, pozbawionymi zniszczeń włosami to tylko wypaczony przez media obraz płci pięknej, który mało się ma do rzeczywistości. Jednak nie zatrzymuje nas to przed dążeniem do perfekcji. Lub chociaż poczucia normalności. Problemy skórne często sprawiają, że porównujemy się z innymi i mamy wrażenie, że tak okropny kompleks dotyczy jedynie nas. Stąd też decydujemy się na rozmaite sposoby wyeliminowania go, nawet jeśli kuracja ma kosztować milion dolarów. Producenci czyhają na zdesperowane i bezradne kobiety oferując im produkty, które mają rozwiązać wszystkie skórne problemy. Tak by w końcu cieszyły się idealnie gładką cerą, niczym ich poprawione przez sprytne dłonie informatyka modelki. Są jednak kosmetyki, które nie potrzebują wartych fortuny kolorowych obrazków wyświetlanych w przerwie ulubionego serialu. Ich działanie to najlepsza wizytówka, którą tłumy będą sobie przekazywać z rąk do rąk. I ja dziś właśnie o takim kosmetyku Wam opowiem.



Serum LIQ C i jego opakowanie sprawiają iż pieję z zachwytu oraz mam ochotę biec podać rękę pomysłodawcy. Tak żeby go pewnie kolejny raz utwierdzić, że odwalił kawał dobrej roboty. Ten minimalizm z nutką mocnego koloru, zachwyca i mi kojarzy się z ekskluzywnym kosmetykiem jakiejś bardzo znanej australijskiej marki. A ja z wielką radością ogłoszę,  że to nasza polska firma Liqpharm stoi za tym cudakiem. Ciemne szkło jest doskonałym strażnikiem cennej, lekko mlecznej zawartości. Zapach serum to bardzo delikatna, apteczna woń, która mi kojarzy się ze skrupulatnie odmierzanymi dawkami leków. Jest praktycznie niewyczuwalna i nie ma prawa nikogo zrazić do siebie. Wystarczy niewielka ilość, dosłownie pół pipety by rzadka konsystencja pokryła całą moją twarz. Serum szybko się wchłania, ale jeszcze przez kilkanaście minut pozostawia po sobie lekko lepką otoczkę. Do snu nigdy nie nakładam makijażu, więc akurat ta właściwość nie ma dla mnie znaczenia, a zanim przyłożę głowę do poduszki już zapominam, że cokolwiek aplikowałam.


Jak zawsze testy zaczęłam od przeczytania opisu bym wiedziała na co mam się przygotować. Przyznam, że obietnic wydało mi się troszkę za dużo i nie spodziewałam się, że każda z nich zostanie spełniona. Przecież produkt, który optymalnie nawilża i odżywia, poprawia elastyczność i jędrność, wygładza, łagodzi podrażnienia oraz jeszcze zapewnia ochronę antyoksydacyjną to zbyt wiele. Nikt o tyle nie prosi. Od kiedy początkowo udana próba nakładania stu produktów na twarz wieczorem (według azjatyckiej pielęgnacji), później okazała się totalną klapą, bałam się pozostawiać cokolwiek na całą noc. Taki eksperyment mógł skutkować ponownym wysypem, masą zaskórników i porami ogromnymi jak wulkaniczne kratery. Jednak skonfrontowanie się z maską LIQ C było jedną z najlepszych kosmetycznych przygód w moim życiu. Miłość do tego produktu obudziła się we mnie już po pierwszym użyciu, tak by później uzależnić mnie od niego i dać mu całkowity monopol w wieczornej pielęgnacji. Ten produkt naprawdę potrafi wszystko! 


Nawilżanie nie jest jakimś wielkim wyczynem na miarę medalu i praktycznie każdy tego typu kosmetyk może nam je dać. Kluczowe jest jednak słowo optymalne, czyli  wystarczające by napoić cerę, ale jej nie obciążyć. Byłam pod ogromnym wrażeniem budząc się z mięciutką, odżywioną skórą, która praktycznie wcale nie nosiła na sobie śladu sebum. Faktycznie została świetnie nawilżona, ale bez zapychania porów i wzmożenia produkcji zaskórników. Przy regularnym stosowaniu szybko zauważyłam poprawę jej struktury oraz jędrności. Tak doskonałe wygładzenie uzależnia i sprawia, że mamy ochotę co chwila dotykać twarzy sprawdzając czy ten niesamowity efekt nie zniknął i nie okazał się tylko snem. 



Ponoć sekret serum-maski od LIQ C tkwi w jego bardzo krótkim składzie, w którym znajdziecie jedynie 9 substancji. Oprócz wody kolejno występują glikol propylenowy (nawilża i ułatwia transport składników aktywnych w głąb skóry), octan tokoferylu (działa antyoksydacyjnie, hamuje procesy starzenia się skóry), ksylitol (działa nawilżająco i oczyszczająco, stymuluje funkcje ochrony skóry), hialuronian sodu (nawilża, chroni przed nadmiernym odparowaniem wody, kondycjonuje, zmiękcza i zabezpiecza produkt przed wyschnięciem), kwas cytrynowy (złuszcza, usuwa przebarwienia i rozjaśnia skórę), a ostatnie trzy to emulgator i substancje konserwujące, których szkodliwość wciąż jest tematem sporów. Na szczęście znajdują się na szarym końcu i pewnie produkt zawiera niewielką ich ilość. Sami oceńcie jak bardzo Wam one przeszkadzają. 
SKŁAD

Już od początku wywodów wiecie, że uwielbiam ten produkt. On naprawdę działa! Nie jestem w stanie ocenić jak bardzo chroni moją skórę przed starzeniem się i o ile później dzięki niemu zobaczę smutne zmarszczki, ale pod całą resztą obietnic na pewno się podpiszę. Serum fantastycznie ukoiło moją poparzoną Słońcem skórę i przyniosło niesamowitą ulgę. Wypryski jakby straciły na sile, a cera zyskała niespotykaną gładkość. Ja jestem na tak, a maska LIQ C na stałe wchodzi do mojej pielęgnacji, zwłaszcza, że nie kosztuje fortuny (ok 59zł). W ofercie Liqpharm znajdziecie jeszcze LIQ CC Serum Light 15% Vitamin C BOOST - lekkie serum rozświetlające z witaminą C, LIQ CC Serum Rich 15% Vitamin C BOOST - bogate serum rozświetlające z witaminą C, LIQ CG Serum Night Glycolic PEEL - wygładzające serum-peeling na noc.Wszystkie produkty zbierają świetne recenzje. Kosmetyki te dostępne są zarówno w Polsce jak i Anglii. Jest moc! 



 Czy tak jak ja uważacie, że Liqpharm ma szansę na sukces?

INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.