Są problemy skórne, których wyleczenie nie jest proste. Są kosmetyki idealne, których odnalezienie sprawia nie lada problem. I wreszcie są marki, które znają rozwiązania na wszystkie pielęgnacyjne zmartwienia. Świadomość konsumentów rośnie, bo coraz więcej osób potrafi już wychwycić “szkodliwe” składniki w produktach i odnaleźć właściwą dla siebie pielęgnację. Cieszy mnie to o ile nie popadamy w kosmetyczny nacjonalizm i nie brniemy ślepo za modą, a świadomie z każdego rodzaju produktów wybieramy co dobre dla naszej cery. Najpierw jak potężna fala tsunami zalała nas moda na naturalne kosmetyki, by później odejść trochę w cień i ustąpić miejsca na świeczniku azjatyckiej pielęgnacji. Uważam, że każda z nich ma potencjał, ale zdecydowanie bardziej jestem za kosmetykami organicznymi, które kojarzą mi się ze zmarszczoną babciną ręką, która starannie uciera zioła w mosiężnym moździerzu by podążając za sekretnym przepisem, stworzyć produkt rozwiązujący wszystkie skórne problemy. I chociaż na rynku jest mnóstwo producentów, którzy ogłaszają się jako liderzy w wyrobie kosmetyków naturalnych, znalezienie idealnego i spełniającego te rokujące obietnice jest naprawdę trudne. Dziś opowiem Wam o kremie pod oczy marki Grown Alchemist, którego skład jest zdecydowanie najlepszym jaki kiedykolwiek widziałam i nie mogłam doczekać się dnia, w którym opowiem nieco więcej o tym produkcie.
Grown Alchemist Age-Repair Eye Cream/Tertra Peptide & Centella
Rzadko robię wywody na temat jakiegoś konkretnego producenta, a w tym miejscu znajdować powinien się już opis opakowania. Dziś jednak postanowiłam zrobić wyjątek, bo Grown Alchemist ma bardzo interesujące CV, które zdecydowanie wyróżnia się spośród innych kandydatów. Któż oprze się obietnicy precyzyjnie dobranych ekstraktów roślinnych o możliwie najsilniejszym działaniu przeciwstarzeniowym i składnikom pobudzającym produkcję kolagenu oraz estyny? Zaawansowanym peptydom, kwasowi hialuronowemu, aktywnie działającym przekaźnikom międzykomórkowym czy silnym antyoksydantom? Mnie najbardziej jednak przekonuje fakt iż rzeczywiste efekty działania naturalnych kosmetyków bez chemicznych dodatków przestały być marzeniem! Co więcej produkty Grown Alchemist zawierają organiczne, posiadające certyfikaty wyciągi roślinne, które nie są odrzucane przez ciało, dzięki czemu ma ono możliwość wykorzystania ich maksymalnie dla własnych korzyści. Wiem, że te obietnice brzmią górnolotnie i tak naprawdę niewiele z nas potrafi wyobrazić sobie jak wszystkie te procesy wyglądają w rzeczywistości. Dlatego mimo iż jestem zachwycona opisem, postanowiłam skupić się głównie na działaniu, bo tylko w ten sposób mogę zmierzyć autentyczność całego dobrze rokującego wstępu.
Wracając do tradycji skupię się teraz na opakowaniu. Już od pierwszych chwil wzbudziło mój zachwyt. I nie mam tu na myśli kartonika, w którym umieszczono krem po oczy, bo oczywiście jest to fajny, nadający powagi dodatek, ale nie ma żadnego wpływu na działanie i aplikację. Co innego buteleczka z ciemnego szkła, które chroni przed światłem i wygodna, intuicyjna pompka. “Nakładka” umieszczona u jej wyjścia, która służy jako strażnik cennej zawartości może przysporzyć kłopotu, bo dzięki malutkiemu rozmiarowi ukrycie się w zakamarkach nie jest dla niej wyzwaniem. Mi jednak wszystko rekompensuje dozownik, który odmierza krem z apteczną precyzją. Chcesz pół pompki? Masz. Chcesz ćwierć pompki? Masz. Chcesz malutką, ledwie widoczną kropelkę kremu? Masz. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak dokładnym dozowaniem produktu. Ogromnie mnie to cieszy, bo krem jest bardzo wydajny i naprawdę odrobina wystarczy by pokryć cały obszar pod każdym okiem.
Produkt od Grown Alchemist ma lekką i niesamowicie delikatną konsystencję o białym zabarwieniu. Bardzo łatwo się rozprowadza i dosyć szybko znika bez śladu, nie rolując się i pozwalając na natychmiastową aplikację makijażu. Pachnie ziołowo, ale nie uderza w nozdrza z niezwykłą siłą, a jedynie da się leciutko wyczuć w powietrzu zaraz po wyciśnięciu.
![]() |
Kosmetyki Grown Alchemist nie są testowane na zwierzętach. |
Cena kremu nie należy do niskich, bo za 15 ml musimy zapłacić 265 złotych, ale w tym przypadku jakość zdecydowanie warta jest każdej wydanej złotówki. Zwłaszcza, że po więcej niż miesiącu aplikowania każdego wieczora i sporadycznie też rano, zużycie jest ledwo zauważalne i myślę, że krem spokojnie starczy mi na około rok stosowania (tyle też może pozostać otwarty od pierwszego dnia użycia). W 2015 roku produkt ten zdobył nagrodę InStyle Best Beauty Buy i podbił serca użytkowników dzięki swojemu organicznemu składowi ( kosmetyki marki Grown Alchemist posiadają certyfikat Australian Certified Organic) i wspaniałemu działaniu. Ja na pewno będę go polecać i zdecydowanie zachęcać do zakupu!
Szkoda, że tak mało jest na polskich stronach informacji i recenzji na temat marki Grown Alchemist, bo chętnie poznałabym też opinie innych użytkowników. Jeśli zachęciłam Was do zakupu kremu pod oczy to polecam odwiedzić sklep z niszowymi kosmetykami Pell.pl, w którym znajdziecie również więcej produktów polecanej przeze mnie marki. Strona aż ocieka luksusowymi kosmetykami, które ciężko znaleźć gdziekolwiek indziej (między innymi bardzo dobry krem od Rodial, o którym już kiedyś pisałam). Obecnie trwa tam wakacyjna promocja i można kupić niszowe produkty w niższej cenie, a ja od siebie polecę jeszcze Youngblood Mineral Radiance, czyli zestawienie mineralnych róży i rozświetlacza ( teraz też można go nabyć taniej). Od tego produktu już dawno jestem uzależniona, a efekt jaki daje nie raz przykuł uwagę innych. Życzę udanych zakupów :)
Wciąż szukacie idealnego kremu pod oczy czy tak jak ja macie już swojego ulubieńca? :)