#luxuryday/ NARS Radiant Creamy Concealer/ Korektor idealny?


korektor Nars


 Praktycznie każdego dnia chłonę wiedzę na temat kosmetyków. Uczę się nowych rzeczy, testuję, czytam i potrafię już pomóc innym, a przede wszystkim co najważniejsze samej sobie. Latami nie przejmowałam się moją skórą pod oczami i jestem pewna, że gdyby nie zainteresowania typowo kosmetyczne, do dziś uważałabym iż dopiero po czterdziestce należy sięgnąć po specjalistyczne kremy. Mam wrażenie, że moja skóra troszkę się mści za takie ignoranckie podejście, bo to właśnie produkty przeznaczone do aplikacji pod oczy sprawiają mi najwięcej trudności w znalezieniu ideału. Większość kremów jest obojętna, nie robi nic, albo jedynie lekko nawilża. Z korektorami jest jeszcze gorzej, bo wchodzą w załamania, ważą się i nie posiadają potrzebnych mi zdolności do dobrego krycia. Od początku mojej przygody z tego typu produktami zawsze sięgam, po te najbardziej wychwalane i cenione przez blogerki czy youtuberki. Miałam już jeden z Collection, dwa z NYXa, Maybelline czy Kiko. Nie o każdym mogę powiedzieć iż jest bublem, ale to jednak nie to czego wymagam. Byłam już nawet bliska wytoczenia najcięższego działa i planowałam zakup korektora od Make Up For Ever, ale najpierw postanowiłam spróbować równie mocno wychwalanego NARSa. Radiant Creamy Concealer to już legenda. Kochają go nie tylko wizażyści, ale również kobiety (i mężczyźni) na całym świecie. Producent przypisuje mu tyle wspaniałych właściwości, że spokojnie można myśleć iż to kosmetyk doskonały. Czy rzeczywiście tak jest?



                           NARS Radiant Creamy Concealer


  
 Minimalistyczne, wręcz ascetyczne opakowania NARSa to zdecydowania klasa, elegancja i poczucie luksusu. Ich monotematyczność może męczyć, ale na pewno jest to znak rozpoznawczy i w sumie nie wyobrażam sobie już produktów tej marki w innej odsłonie. Korektory w słoiczkach tak samo jak kremy raczej nie zdobywają mojego serca i choć potrafię się poświęcić, zdecydowanie bardziej wolę bardziej higieniczne rozwiązania. Nie mogłabym chyba wymagać więcej od zgrabnego opakowania, typowego dla błyszczyków, które oferuje nam Radiant Creamy Concealer. Chociaż przyczepie się do niesamowicie łatwo zbierającej odciski i zabrudzenia gumowej zakrętki, która ubrana jest w szykowną, matową czerń, jak każdy produkt tej marki.  Raz naznaczona nie będzie chciała pozbyć się nieestetycznych plam, nawet porządnie szorowana i czyszczona. Osobie, która przykłada wielką wagę do nienagannej czystości swojej kolekcji, dysfunkcja ta nieco utrudnia życie. Na szczęście nie ma to jednak żadnego wpływu  na działanie produktu i nie powinno rzutować na decyzji o zakupie.


 Najpierw poproszę o oklaski za wybór odcieni, bo jest ich aż dziesięć i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Od bladych, jasnych kolorów do bardzo ciemnych, czekoladowych, po które sięgają głównie osoby czarnoskóre. Ja wybrałam dla siebie najjaśniejszy Chantilly, bo oprócz krycia, chciałam żeby też mocno rozświetlał. Mimo początkowych obaw, okazał się świetny i nie zamieniłabym go na żaden inny. Lubię jego mocno kremową, gęstą konsystencję, a lekko pudrowy zapach musiałam sprawdzić przed napisaniem tego zdania, bo nigdy wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi.

Źródło

 Korektor Radiant Creamy Concealer tak jak wspominałam wcześniej obiecuje gruszki na wierzbie, a ja łatwowiernym konsumentem nie jestem. Na pewno jest to produkt za który trzeba zapłacić nie małą kwotę, dlatego koniecznie chciałam prześwietlić każde zapewnienie producenta. Pierwsze z czym się zgadzam to wyrównania kolorytu skóry i krycie od średniego do dużego. Już przy pierwszym użyciu byłam pod ogromnym wrażeniem jak dobrze poradził sobie z zakamuflowaniem sińców. Nigdy wcześniej nie dałabym żadnemu korektorowi najwyższej noty w tej kategorii, a ten od NARS na pewno na nią zasłużył. 


Kolejna obietnica to nawilżające składniki, które mają pielęgnować naszą delikatną skórę pod oczami. Co prawda znajdziemy w nim ekstrakt z magnolii i nasion winogron, ale bardzo daleko w składzie i raczej nie liczyłabym na ich super działanie. Sama nie zauważyłam by skóra po użyciu korektora była sucha lub obciążona, ale obecnie używam bardzo dobrego kremu pod oczy i nie jestem w stanie stwierdzić czy nie jest to zasługa jego świetnej ochrony. Wielki plus za brak alkoholu w składzie i jakichkolwiek oznak zapychania.


Najnowsze technologie kuszą chwytliwą nazwą, mało zrozumiałymi opisami i działaniem trudnym do wyobrażenia. Radiant Creamy Concealer ponoć posiada taką, która rozprasza światło, dzięki czemu cera wygląda na gładszą i miękką. Natychmiast zostaje zredukowana widoczność zmarszczek, niedoskonałości i oznaki zmęczenia. Nie mam pojęcia jaki patent został zastosowany w tym produkcie, ale na pewno daje on efekt, o którym się marzy idąc do drogerii po korektor. Faktycznie moja skóra zaczyna wyglądać zdrowiej i jest idealnie rozświetlona. Produkt świetnie stapia się z cerą, a jednocześnie uwydatnia miejsca, które chcę podkreślić. Po kilku dobrych godzinach może lekko wchodzić w załamania, ale wystarczy rozprowadzić go palcem i znowu będzie wyglądał ładnie. Na pewno nie zniknie i nie pozostawi nas z brzydkimi sińcami czy zaczerwienioną skórą, którą próbowałyśmy ukryć o poranku. Dodatkowo w jego stosowaniu polecam umiar, bo nie jest ciężko przesadzić z ilością, a wtedy ważenie się i podkreślanie tego czego byśmy nie chciały, mamy gwarantowane. Nie oznacza to wcale kombinowania i kłopotliwego rozsmarowywania, bo precyzyjny aplikator pozwala nam łatwo manipulować produktem. Korektor blenduje się bezproblemowo i nie potrzebujemy do tego specjalistycznych akcesoriów. Wystarczą jedynie nasze własne palce. 


Jedna warstwa poradziła sobie z zakryciem tatuażu :)

 Pewnie nie zdziwicie się, gdy napiszę, że korektor Radiant Creamy Concealer to produkt, którego szukałam od dawna. Wprawdzie ma ciężką konsystencję i dopóki nie wyczujemy jaka ilość jest wystarczająca dla nas, można go błędnie zaopiniować. Oczywiście cena to też pewnie jego wada, ale za takie działanie jestem w stanie zapłacić więcej. Podkład Sheer Glow od NARS to produkt, przy którego kupnie sporo się ryzykuje, bo zbiera wiele skrajnych recenzji. Ten korektor to całkiem inna sprawa. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że każdy będzie usatysfakcjonowany z jego działania, chociaż oczywiście głową nie będę ręczyć :) No cóż, polecam, chwalę i uwielbiam. Marka NARS niedługo będzie dostępna w Polsce, więc do tego czasu możecie się zastanowić czy faktycznie chcecie go mieć w swojej kosmetyczce.

Macie już swój korektor idealny czy wciąż poszukujecie tego jedynego?

INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.