Dziewczyny lubią brąz i Bielenda o tym wie/ Bielenda Argan Oil Koncentrat Brązujący.




 Wraz z latem nadchodzą (miejmy nadzieję) gorące dni, a po nich w następstwie ciepłe wieczory, które przynoszą odpoczynek od upałów, ale wciąż uwalniają od kurtek. Wystarczy zarzucić jakiś kardigan czy cieniutki sweterek, dobrać do tego “zakryte” buty, a torbę plażową wymienić na coś bardziej eleganckiego i już wieczorny look gotowy. Wybaczcie, że piszę jakbym się znała na modzie, bo tak naprawdę nie mam o niej pojęcia, a wzmianka o ubraniach miała jedynie świetnie pasować do wstępu, w którym pragnę wspomnieć, że całość najlepiej dopełniłaby opalenizna :)  Strój kąpielowy, letnia sukienka, szorty, wszystko to zawsze lepiej prezentuje się na muśniętym Słońcem ciele. Opalenizna dodaje pewności siebie, tuszuje niedoskonałości skóry i cery oraz przyswojona z głową pozwala wyglądać zdrowiej i radośniej. Czasy palonej na czarno skóry w solarium na szczęście już są odległe i coraz mniej osób z nich korzysta, a kiedyś przeznaczone tylko dla odważnych samoopalacze, ulepszone zaczęły zdobywać serca wielu kobiet. Bo przecież nie wszystkie mogą lub lubią leżeć na Słońcu. Wiem, że są marki, które bezkonkurencyjnie wiodą prym w tej kategorii, ale wcale nie ogranicza mnie to przed dalszą eksploracją. Dziś przedstawię Wam produkt marki Bielenda, który nie jest zwykłym samoopalaczem. Producent nazywa go koncentratem, który nie tylko daje efekt skóry muśniętej Słońcem, ale też ma za zadanie nawilżać i pielęgnować. Zbyt piękne by było prawdziwe?

Bielenda Argan Oil Koncentrat Brązujący

  
  Szklana buteleczka w koncentracie Bielenda jest mała i na pewno nie pasuje do sporo większego kartonika, który troszkę może oszukać oko przy zakupie. Gdyby ktoś się tym drobnym oszustwem rozczarował, to na pewno uśmiech przywróci mu pipetka, która świetnie dozuje produkt, jest mała, urocza, higieniczna i nie da się na nią narzekać. Z zapachem tego koncentratu było u mnie naprawdę różnie. Raz przypominał woń typowych, prototypowych samoopalaczy, by następnie przestał drażnić nos i stał się przyjemny oraz całkiem znośny. Czasami nawet nawiązywał do palonego orzecha laskowego. Wiem, że taki opis troszkę brzmi jak bełkot i wcale Wam wiele nie mówi, ale w tym wypadku wszystko zależy od wrażliwości nosa i personalnych upodobań zapachowych. Tylko jeśli same się z nim skonfrontujecie , będziecie wiedzieć w jakiej kategorii go zakwalifikować i czy dacie radę się z nim polubić.


 Koncentratu raczej nie zaszufladkowałabym jako produktu opalającego. On jedynie lekko brązuje, ale na pewno nie opala. Efekt jaki nim uzyskacie to delikatny pocałunek Słońca, a nie długa kąpiel w jego promieniach. Już po pierwszej aplikacji widać różnicę w kolorze skóry (nie u każdego), ale nie jest ona diametralna i nie sprawi, że znajomi będą Cię podejrzewać o wakacje w gorącej Grecji. Producent sugeruje mieszanie koncentratu razem z ulubionym kremem, ale ja wtedy nie zauważałam żadnych efektów i tylko aplikowany solo dawał znać, że faktycznie jest na skórze. Skłamałabym pisząc, że na pewno nie zrobicie sobie nim krzywdy. Nieperfekcyjna aplikacja dała o sobie znać tylko, gdy używałam produktu bezpośrednio z pipetki na skórę. Nie było to jednak okropne pomarańczowe plamy, których niczym nie dała się zakryć i zmyć, a jedynie lekko zauważalna różnica w kolorze cery. Koncentrat najlepiej sprawdza się dopiero, gdy po wylaniu na dłoń (bardzo mała ilość) z pomocą palców wędruję na twarz. Podążając za tą instrukcją zawsze wyglądał idealnie i nic nie mogłam mu zarzucić. Każdego dnia moja twarz prezentowała się lepiej i zdrowiej, a ja z radością pożegnałam ziemisty i zmęczony wygląd, który zawsze sprawiał, że zdawałam się bardziej znużoną niż to miało miejsce w rzeczywistości. Dodatkowo oprócz lekko przybrązowionej skóry zyskałam również nawilżenie bez zapychania i wyprysków. Koncentrat ekspresowo się wchłania i nie pozostawia po sobie tłustej warstwy, a jedynie miękką i gładką cerę. Nie nakładałam go jednak pod makijaż i nie jestem w stanie stwierdzić czy się pod niego nadaje, ale zauważyłam, że naturalnie skóra troszkę szybciej się po nim zaczyna świecić.


 Argan Bronzer od Bielendy szybko zdobył moje serce i na pewno nie zabraknie go w tegorocznej, letniej kosmetyczce. Czytałam sporo zażaleń oraz skarg na temat tego produktu i znalazły się też takie dziewczyny, które oskarżały go o brak jakiegokolwiek działania. Nie jestem w stanie stwierdzić skąd takie odczucia, bo nie posiadam trupio bladej twarzy, a mimo to zauważyłam efekty już po pierwszym użyciu. Co więcej według mnie to jeden z lepszych produktów w tej kategorii i pokonał dużo droższe od siebie marki. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie pasował każdemu, ale myślę, że warto podjąć ryzyko :)


Koniecznie dajcie znać co o nim myślicie :)

INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.