Nasjławniejsza gąbeczka na świecie, czyli Original Beauty Blender.

Równie fajnie jak kosmetyki mogą być tylko gadżety pochodzące z tego samego kolorowego i różnorodnego świata. Pędzle, szczotki, urządzenia typu airbrush czy gąbeczki o wymyślnych kształtach i strukturach. A wszystko po to by ułatwić nam aplikacje tak ważnego w makijażu podkładu lub korektora. Sprawić by stała się bardziej intuicyjna, przyjemniejsza, a jeśli uda nam się przy tym zaoszczędzić trochę czasu, to myślę, że niczego więcej do szczęścia nie będzie potrzeba. Moje poszukiwania ideału były bardzo burzliwe, raz nawet myślałam, że udało mi się znaleźć pędzel doskonały, ale po pierwszym myciu stracił swoje magiczne właściwości skutecznie zmuszając mnie do dalszych poszukiwań. W cudowną moc Beauty Blendera, czyli tej małej, różowej gąbeczki nigdy nie wierzyłam. Namawiali mnie bym spróbowała “podobnej” od Real Technique zanim wydam pieniądze na BB, bym miała rozeznanie czy z tego typu gadżetem polubi się moja skóra. Kapryśna z natury cera wcale się z nim nie chciała zgrać. Gąbeczka zabierała krycie podkładowi, który miał takie właśnie przeznaczenie i sprawiała, że się mazał wyglądając bardzo nieestetycznie. Szybko zamknęłam ten rozdział uznając, że to gadżet dla pań z ładną cerą i mnóstwem czasu na mozolne wyrównywanie niedociągnięć. Do zakupu Beauty Blendera przekonała mnie Katosu. Ona jest jedyną osobą, która gdy coś poleca to wyłącza mi się w mózgu racjonalne myślenie i od razu chce to mieć. Na co dzień nie daję się tak łatwo przekonać :)


 Original Beauty Blender-gąbeczka

 Wybrałam czarną gąbeczkę, by moje perfekcjonistyczne oko nie musiało aż tak męczyć się widokiem podkładowych plam. Myślę, że akurat ten produkt nie wymaga długich opisów. Przychodzi w pudełeczku z wieczkiem, które idealnie nadaje się na stojak, gdy pozostawiamy nasz gadżet do wyschnięcia. Już przy pierwszym naszym spotkaniu wiedziałam, że mam do czynienia z gąbeczką, która tylko wygląda jak inne, a w rzeczywistości mocno się od całej reszty różni. Ma widoczne “pory” i chyba to podobieństwo tak nas do siebie zbliżyło :) Bardziej przypomina ludzką skórę, a nie sztuczną, twardą gąbkę. Jej ukrytym pięknem, atutem, dzięki któremu inne pozostają daleko w tyle jest niesamowita miękkość i elastyczność. Myślę, że porównywanie produktu Real Technique z Beauty Blenderem to profanacja, choć wiem, że możecie się ze mną nie zgodzić.  Rożnica w miękkości jest ogromna. 
 Gąbeczka wygląda prosto i jej instrukcja obsługi też na pewno dla nikogo nie będzie stanowić problemu. Wystarczy gadżet zamoczyć, odcisnąć i gotowe! Zmienia on wtedy swoją wielkość, dosłownie rosnąc w oczach. Nigdy nie zdarzyło mi się by produkt ociekał wodą i wystarczy mu lekkie otulenie papierowym ręcznikiem by był zwarty i gotowy.  Później bez przeszkód możemy zacząć aplikację ulubionego podkładu bez obawy o utratę jego właściwości. Wiem, że dziewczyny lubią też jeszcze przed użyciem polać gąbeczkę olejkiem, ale myślę, że ten trick nada się bardziej do cer suchych. Nie muszę też chyba nikomu przypominać, że po skończeniu makijażu, (niestety) za każdym razem trzeba to nasze małe “jajeczko” porządnie umyć. W ramach gratisu dostałam od marki BB mydełko i olejek, jako parka która ma pomóc mi w utrzymaniu gąbeczki czystej i nieskazitelnej. To pierwsze niestety gdzieś mi przepadło, ale poszukiwania ciągle trwają i mam nadzieję, że w końcu wykopaliska przyniosą upragniony skutek. Co do olejku, to nie zdał u mnie egzaminu, bo nie posiada magicznych właściwości i nie potrafi zająć się “jajeczkiem” jak należy. Na pewno nie kupiłabym tego produktu w wersji standardowej. Na szczęście udało mi się znaleźć ideał, który dokładnie domywa każde zabrudzenie, a na to szlachetne miano zasłużyło sobie mydło aleppo. W tej kwestii jak na razie jest nie do zdarcia.


Uwielbiam Beauty Blendera! Tak bardzo, że dziś nie wyobrażam sobie bez niego życia (makijażu).  Pięknie aplikuje podkład, delikatnie sunąc po skórze i nie zostawiając po sobie najmniejszych śladów. Potrafi w mig rozprawić się z plamkami wybranych produktów, by zamienić je w piękny, nieskazitelny look. Daje bardzo naturalny, estetyczny efekt, nie potęgując efektu maski. Przy mocno kryjących podkładach potrafi zaaplikować je tak, że nie tracąc swoich atutów wyglądają bardzo “lekko” i świeżo, dzięki cienkiej, dobrze roztartej warstwie. To za jego sprawką w końcu idealnie wykonałam konturowanie na mokro. Fantastycznie rozblendował wszystkie jasne i ciemne granice bez rujnowania kształtu jaki chciałam uzyskać. Najgorsze jest w nim to, że czas, który zaoszczędzimy przy aplikacji podkładu zmarnujemy na mycie i wyciskanie resztek produktów z gąbeczki. Ja zdążyłam się już przyzwyczaić i dla takich efektów, mogłabym nawet sięgać po tarę i biec do rzeki, zwłaszcza, że z czasem nabiera się wprawy i samo mycie przychodzi bardzo intuicyjnie. 
 Nie będę Was namawiać do zakupu gąbki BB za 69 zł, bo wiem, że nie u każdego wywoła zachwyt, a poza tym jej codzienne mycie i czyszczenie może spowodować wzrost narzekania. Aby produkt się nie zniszczył trzeba z nim obchodzić się delikatnie, bo ja już zdążyłam zrobić paznokciami kila okropnych dziurek, ale nie zapowiada się by jego dni były policzone. Mnie to małe, niepozorne jajeczko rozkochało w sobie i mimo iż ma swoje wady, na pewno jeszcze długo pozostanie ulubieńcem, a ja właśnie czekam na różową wersję i bardzo jestem ciekawa czy zauważę różnicę :)


Jesteście za czy przeciw? :)


INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.