Nowoczesność, postęp i bardzo szybko rozwijający się świat nie zawsze dostarczają powodów do radości. Jeśli miałabym wymienić jedną z największych plag ówczesnego społeczeństwa, to nie wskazałabym rosnącego w Internecie hejtu czy chęci dorośnięcia o kilka lat za szybko. Bez wahania wskazałabym na postępujący brak wiary w siebie, który niesie za sobą ogromne straty, niszczy związki i relacje, oraz przeszkadza w spełnianiu marzeń. Z każdej strony biją nas po oczach młodymi, pięknymi i idealnymi kobietami i nawet krem przeciwzmarszczkowy reklamują nastolatki. Na każdym kroku wmawia nam się, że jak nie będziemy takie jak Panie z bilbordów to niczego nie osiągniemy, bo tylko w ten sposób możemy udowodnić swoją wartość. Całymi dniami oglądamy wyretuszowane do granic możliwości kobiety i w końcu nabieramy pewności, że większość taka jest, a to tylko my stanowimy ten mały procent ciał z cellulitem, zmarszczkami i obwisłym biustem. Teraz, gdy wakacje zbliżają się wielkimi krokami i brakuje naprawdę niewiele do smażenia się na plaży z drinkiem w ręku, ruszył wyścig szczurów. Gdzie się nie obejrzę wszyscy ćwiczą, zdrowo się odżywiają, są na diecie i kochają Chodakowską. Mam nawet wrażenie, że tylko ja mieszkam w domu, bo reszta już dawno przeniosła się na siłownię. Mogłabym to chwalić i cieszyć się z takiego postępu, ale niestety większość robiona jest na pokaz, dla publiki, a nie samej siebie. Dawno już przestałam wierzyć w cudowne kosmetyki, które wyszczuplą, redukują cellulit i rozwiązują wszystkie problemy. Nie oznacza to jednak, że spoczęłam na laurach i przestałam dbać o siebie, ale robię to na swój sposób, a nie pod dyktando mody. Wciąż używam balsamów, ćwiczę, a pod moim prysznicem nigdy nie brakuje peelingów. Niespodzianka jaką dostałam od Barwy Harmonii w ramach wiosennej odnowy zwaliła mnie z nóg i długo byłam pod jej wrażeniem.
W pudełku z piękną kokardką kryły się dwa peelingi, do których dodatkiem był kubek i wyciskarka do owoców, a wszystko to okraszone masą cytrusów. Nie ma osoby, która nie uśmiechnęłaby się na widok takich cudowności :) Marka zadbała o to bym rozpieszczała swoje ciało nie tylko na zewnątrz, ale i od środka, regularnie podlewając je pysznymi sokami i regenerując po zimie. Dawno nie czułam się tak rozpieszczona i zmotywowana. Do dziś codziennie o poranku wyciskam porządną porcję cytrusów i woda, którą piję cały dzień ma nieco urozmaicony smak. Nie ma lepszego napoju energetycznego o wschodzie Słońca, a zwłaszcza gdy wstajesz wtedy kiedy Twój organizm jeszcze nie jest na to gotowy. Jakby tego było mało, pod prysznicem dostajesz kolejną dawkę świeżości, energii i po skończonej kąpieli aż chce Ci się żyć! Za każdym razem używam obu peelingów i nie wyobrażam sobie bym mogła pozwolić na ich rozłąkę. Kiedy tylko fala upałów zaleje Wasze domy i mieszkania, a Wy nie jesteście posiadaczkami luksusowej willi z klimatyzacją, na pewno przyda się taki domowej roboty ( mówiąc modnie DIY ) zastrzyk świeżości i orzeźwienia.
Oba peelingi dostajemy w dużych słoiczkach z porządną zakrętką i sreberkiem, które skutecznie zabezpiecza cenną zawartość. Są gęste i zbite, ale z łatwością rozpuszczają się po spotkaniu z wilgocią, tak by lekko sunąć po ciele. Kocham je za cukrowe drobinki ścierające, bo nie zagrażają mojej skórze na dłoniach, która przez egzemę jest wrażliwa i podatna na szczypanie oraz pieczenie. No i te zapachy! Cudowne, orzeźwiające i mocno cytrusowe. Dla mnie to jak masa owoców spoczywająca w wielkim kotle, posypana cukrem i właśnie puszczająca pierwsze soki. Jest cierpko, jest słodko i aromatycznie. Niczym mocno słodka lemoniada. Ubóstwiam oba i nie jestem w stanie w tej walce wyznaczyć bezkonkurencyjnego zwycięzcy.
Barwy Harmonii Sugar Peeling Detox jako krok pierwszy ma za zadanie złuszczyć naskórek, zregenerować go i nawilżyć. W swoim składzie zawiera ekstrakt z bambusa i trzciny cukrowej, chociaż niestety nie na pierwszych miejscach. Nie narzekam jednak, bo zamiast tego mamy cukier, masło shea, olejek kokosowy i słonecznikowy, czyli też całkiem nieźle. Drugi peeling, czyli Modelling ma już trudniejszą rolę, bo musi działać antycellulitowo. W walce z nim pomóc mu mają ekstrakt z chili i żurawiny, chociaż początek INCI jest taki sam jak u poprzednika.
Nie będę Wam obiecywać gruszek na wierzbie i nie napiszę, że pozbędziecie się dzięki peelingom Barwy Harmonii cellulitu, ale z całą pewnością możecie liczyć na usunięcie problemu przesuszenia i poprawę wyglądu skóry. Małe drobinki cukru świetnie ścierają martwy naskórek, a resztę roboty wykonują olejki. Już chwilę po nałożeniu na skórę masz wrażenie, że Twoje ciało oplata niewidzialna, ochronna mgiełka. Najpierw porządnie masuję całą powierzchnię peelingami, a później zostawiam je na chwilę by cukier się rozpuścił, a na skórze zostaje wówczas tylko olejkowy woal. Ciało jest porządnie natłuszczone, gładkie i mięciutkie. Aż chce się go dotykać, głaskać i podziwiać każdy najmniejszy kawałek. Przy częstym stosowaniu można też zauważyć poprawę wyglądu skóry i jej ogólnego stanu. Jeśli nie lubicie tłustej warstwy na ciele, możecie nie być zachwycone, bo właśnie taką powłoczkę pozostawiają po sobie peelingi. Mi ona zupełnie nie przeszkadza i jeśli naprawdę potrzebuję by się szybciej wchłonęła, po prostu wmasowują to co zostaje na skórze. W przeciwnym wypadku lekko osuszam ciało ręcznikiem i pozostawiam olejki by się same wchłonęły. Uwielbiam kłaść się pod kołdrę i czuć ten słodko-cierpki zapach, a jeszcze bardziej cieszy mnie miękkość skóry o pranku. Ubóstwiam oba peelingi za działanie, zapachy i fajne składy. Pewnie każda z Was byłaby z nich zadowolona.
Polecam!
Też przygotowujesz się na lato? A może masz już dość tych zagrzewających do dzieła sloganów i kochasz swoje ciało takim jakie jest? Koniecznie daj znać! :)
Cena: 29.90 zł