Tego jeszcze nie było! Rewolucja w moim makijażu, czyli pokaz kosmetyków JOKO (cienie, kredka, rozświetlacz, lakier do paznokci, błyszczyk).


Jeszcze kilka miesięcy temu mogłybyście nazwać mnie makijażową nudziarą. Mój wieczorowy look od tego codziennego różnił się tylko tym, że byłam bardziej wykonturowana, a odcień mojej cery nieco się zmienił za sprawą ciemniejszych podkładów, które zdecydowanie lepiej wyglądają o zmroku, gdy zapalają się pierwsze światła latarń. Nie było kreski, nie było cienia, a moja powieka z pewnością czuła się pominięta, bo przecież cała reszta została gdzieś tam muśnięta, posypana czy wymodelowana, podczas gdy ona zawsze jedynie mogła podziwiać. Mój brak umiejętności w tej dziedzinie tłumaczyłam wiecznie drżącymi dłońmi i ciągłym deficytem czasowym, choć tak naprawdę za skórą siedział leń, a jego nie wypada tłumaczyć. Zbierałam się sporo czasu by coś zmienić, ale jestem perfekcjonistką i chciałabym od razu wszystko umieć, a tak się nie da, więc byłam zniechęcona już na samym początku. Wiedziałam, że by wykonywać ładne makijaże potrzeba precyzji i ćwiczeń, bo przecież nie na darmo wciąż się powtarza, że trening czyni mistrza. Z pomocą przyszła mi marka JOKO, od której dostałam do testów paletki cieni. I mimo iż wcześniej co nie co próbowałam, to dopiero te świetnie prezentujące się produkty sprawiły, że ćwiczyłam częściej i bardziej. 




Na pierwszy ogień pójdzie moja ulubiona paletka, czyli cienie quattro z serii PERFECT your LOOK. Producent twierdzi, że można nią wykonać makijaż na każdą okazję i pewnie ma sporo racji, ale dla mnie najlepiej nadaje się tylko na wieczorne wyjścia. Można nią stworzyć, mocny, śmiały i rzucający się w oczy makijaż. Mi kojarzy się on z pewną siebie, odważną i niezależną kobietą odzianą w kobaltową, jedwabną suknię, odkrywającą opalone ramiona i piękny, połyskujący, diamentowy naszyjnik. Cienie dają satynowo matowe wykończenie i są bardzo mocno napigmentowane. Oprócz poczwórnej elegancji z dodatkiem jedwabiu, w kasetce znajdziecie również lusterko oraz dwustronny aplikator. 

JOKO PERFECT YOUR LOOK EYE SHADOWS/400 CREAMY (21.50 ZŁ)




 Niestety jako zapracowana mama nie mam czasu by wykonywać makijaż oka każdego dnia, a szkoda, bo paletka z serii Cherie ma Cherie właśnie do takiego codziennego looku nadaje się najlepiej (choć nie tylko). Znajdziemy w niej jasne i ciemne brązy, z którymi możemy kombinować na różne sposoby, a ich lekka pigmentacja sprawia, że na pewno nie zrobimy sobie nimi krzywdy. Kasetka Matt Beige to dla mnie zgrabna blondynka z idealnie zaczesanym do tyłu gładkim koczkiem, perfekcyjnie skrojonej marynarce i podkreślającej zgrabną figurę ołówkowej spódnicy. Przemierzając miasto z nieukrywaną pewnością siebie dzierży modny i ratujący życie papierowy kubek z kawą, a w drugiej teczkę od znanego projektanta. Wysokie szpilki rytmicznie stukają o nierówny chodnik, tak że ich dźwięczne echo niesie się po sąsiednich ulicach. Na jej ustach błąka się zalotny uśmiech, a na powiekach pięknie mieszają się ze sobą jasne i ciemne brązy, które podkreślają elegancję, ale nie wyglądają zbyt wulgarnie i szokująco.

JOKO CHERIE MA CHERIE/MATT BEIGE (21.60 ZŁ)



W opisie cieni pewnie zaciekawi Was informacja, że zawierają mikę (naturalny minerał, który dobrze odbija i rozprasza światło), a cząsteczki talku są tak rozdrobnione by produkt łatwo się aplikowało i by idealnie przylegał do skóry. Nie znajdziemy w nich na pewno nielubianych parabenów, ale za to prócz sześciu cieni w gratisie mamy jeszcze lusterko i aplikator :)

JOKO BURLESQUE/05 (15.00 ZŁ)

 Last but not least to pojedynczy cień z kolekcji Burlesque, którego charakteryzuje piętno sznurowanego gorsetu. Wygląda pięknie i wystarczy otworzyć malutkie pudełeczko by jego błysk czy prezentacja zachwyciły i sprawiły, że nie będziemy mogły doczekać się pierwszego użycia. Wcale się nie dziwię, że producent wymyślił tej serii tak nietypową nazwę. Nie tylko tłoczenie w postaci gorsetu przywodzi na myśl kolorowy i wyzywający świat burleski. Mi ona zawsze kojarzyła się z kobietami odzianymi w bijące po oczach, seksowne stroje i napięte do granic możliwości podwiązki. W ich looku nie mogło zabraknąć loków, mocnego makijażu pełnego czerwieni i błysku. To ostatnie słowo doskonale opisuje cienie JOKO z tej właśnie wspaniałej serii. Są mocno napigmentowane i potrafią odmienić każdy, nawet najnudniejszy makijaż. Mój egzemplarz to brąz z domieszką złota, mocny i odważny. Idealnie będzie pasował do urozmaicenia makijażu zrobionego pokazywaną przeze mnie już paletką Ch me Ch. 





 Moje ręce najchętniej lgnęły do wypiekanego pudru mineralnego JOKO Mineral Powder. Jest piękny i doskonale nadaje się jako rozświetlacz, który nie ukrywając jest jednym z moich ulubionych produktów do makijażu. Posiada świetną pigmentację i  wystarczy jedno dotknięcie pędzla by odbił na nim swój mocny ślad. Uważajcie zatem na tego gagatka, bo możecie sobie zrobić kuku. Potrafi zostawić śmieszną plamę, ale to też w zależności jakiego używacie pędzla. Ten typowy do konturowania niestety zupełnie się nie nadaje i ja sięgam po grubaska zwanego kabuki, który świetnie rozetrze puder i ujarzmi niebezpiecznie mocny kolor. Mi dostał się najciemniejszy odcień, typowy brąz z zatopionymi w nim,  iskrzącymi się pięknie drobinkami brokatu. Na twarzy daje efekt opalizujący, doskonały na lato, które już za kilka miesięcy do nas zawita. Jedwabista, pudrowa konsystencja sprawia, że produkt idealnie przylega do skóry i trzyma się bez zarzutu, nie robiąc jej przy okazji krzywdy. Zero obciążenia i nie ma mowy też o zapychaniu.

JOKO MINERAL POWDER/DARK BRONZE (24 zł)


 Jeśli do teraz nie zdążyłam Was przekonać łapcie jeszcze informacje o tym, że formuła pudru oparta jest na minerałach i ukochanych, drogocennych olejach takich jak arganowy, jojoba i macadamia, które zapewniają regeneracje oraz wygładzenie. Przez przezroczyste, zamykane na klik opakowanie bez problemu zobaczyć można jaką zawartość kryje w środku, a to czy będzie matowa czy rozświetlająca zależy tylko od Was. Zarówno pierwsza jak i druga opcja zawiera po trzy odcienie do wyboru. Możecie więc bez problemu przebierać w sześciu kolorach by znaleźć idealny dla siebie. 



CENA: 9.90 ZŁ



 Nad narysowaniem perfekcyjnej kreski pewnie nie raz męczyła się każda z Was. Ja do dziś nie mogę wyjść ze zdumienia, gdy widzę na pokazach wizażystek jak kilkoma precyzyjnymi ruchami wyczarowuję idealną "jaskółkę", która wzbudza zazdrość oraz każdemu makijażowi dodaje zadziorności i  po prostu tego czegoś. Jako początkująca jeszcze boję się używać mocnego, lepkiego i czarnego jak smoła eyelinera, po który sięgnę dopiero gdy moje umiejętności będą zasługiwały na nagrodę. Zdecydowanie łatwiej kreskę maluje mi się cieniem lub kredką. Niezmiernie ucieszyłam się kiedy w moje ręcę wpadł Long lastnig EYE LINER z serii Your eye perfection



 Kredka nieśmiało ukrywa się pod ciemną zakrętką i tylko lekkie przekręcenie góry opakowania pozwala ujrzeć nam ją w całej swojej wspaniałej okazałości. Jakby tego było mało u jej stóp znajduje się gąbeczka, która ułatwia rozcieranie produktu i pozwala nieco urozmaicić makijaż. Kredka jest miękka, idealnie sunie po powiece, bez dociskania i przyduszania. Swoją łatwą aplikację zawdzięcza mieszance wosku palmowego i masła kakaowego. Rysowanie nią kreski to prawdziwa przyjemność i cieszę się, że ten produkt znajduje się w mojej kosmetyczce. 


 Te z Was, które mnie dobrze znają wiedzą, że nie lubię błyszczyków, choć ostatnio na starość troszkę się do nich przekonuję. Shine your lips w odcieniu 013 to najjaśniejsza wersja tego produktu. Daje prawie bezbarwne, lekko perłowe wykończenie. Sprawia, że usta wyglądają na soczyste i mokre, choć nie jest gęsty i tłusty. Nie sprawdzi się przy wieczorowych i mocnych makijażach, ale za to będzie doskonałym przyjacielem tego lekkiego, codziennego, a nawet  świetnie spisze się przy skrajnym minimalizmie, czyli jedynie wytuszowanych rzęsach. 

CENA: 9.90 ZŁ

 Idealnie skrojony, lekko płaski aplikator sprawia, że błyszczyk nakłada się niezwykle łatwo i wystarczy po jednym przeciągnięciu górnej i dolnej wargi by uzyskać na nich idealną taflę. Wiecie jak pachną kolorowe, soczyste i chemicznie jarzące się żelki? Takie z posypką, słodkie i kuszące? Identyczną woń posiada Shine your lips i aż ma się ochotę go spróbować (zwłaszcza jak jest się takim łasuchem jak ja). Oczywiście nie należy spodziewać się po nim długich godzin trwałości i odporności na jedzenie oraz picie, ale myślę, że trzyma się tyle co większość drogeryjnych błyszczyków czy pomadek.

 Z ust schodzi równomiernie oraz nie pozwala sobie na zaleganie w kącikach czy suchych partiach. Poradzi sobie z każdą zadziorną skórką i nie pozwoli jej podkreślić swojej obecności. Błyszczyk JOKO w swoim składzie posiada olej winogronowy i kompleks witamin A, E i F, dzięki czemu usta nie tylko wyglądają ładnie, ale są też zadbane i nawilżone. 

ALL ABOUT SUMMER/WILD AND FREE ( 12.00 ZŁ)

 All about summer to kolekcja lakierów, których kolory na myśl przywodzą ciepłe letnie dni, kolorowe sukienki, soczyste koktajle ze słomką i cytrynowe lemoniady sprzedawane przez gromadkę dzieci zbierających na nowy namiot. W moje ręce dostał się odcień Wild and free, czyli pięknie nasycona czerwień, która nie jest łatwym kolorem. Moim zdaniem świetnie prezentuje się na idealnych, długich paznokciach, którymi ja nie mogę się pochwalić. Towarzysząca mi od lat egzema niszczy dłonie, skórki oraz zmiękcza płytkę paznokci, przez co zawsze są krótkie i doprowadzenie ich do normalnego stanu graniczy z cudem. Tylko bardzo jasne, pastelowe kolory wydają mi się odpowiednimi odcieniami dla nich, ale oczywiście od czasu do czasu wypada i mi być dziką i wolną :)



 Pędzelek typu One Move pozwala już za jednym pociągnięciem pokryć całą płytkę paznokcia i cieszyć się pięknym, mocnym kolorem bez ponownej aplikacji. Moim nieodłącznym towarzyszem był około trzech lub czterech dni, a później powoli dawał znać, że czas odświeżyć kolor i kolejny raz stworzyć elegancki manicure. Może lekko barwić paznokcie, co początkowo bardzo mnie zasmuciło, ale ten niechciany odcień tak szybko zszedł z paznokci, że nie zdążył dać mi się we znaki, a dodatkowo nie działo się tak za każdym razem. Z przyjemnością sięgam po ten lakier w chwili, gdy z zapracowanej mamy niczym Clark Kent muszę zmienić się w szykowną damę w ponadczasowej małej czarnej z białym, koronkowym kołnierzykiem przy uszach. Czuję się w tej soczystej czerwieni niezwykle elegancko i wytwornie. Cieszę się, że dzięki marce JOKO odcień ten znalazł się w mojej kosmetyczce, bo normalnie bym po niego nie sięgnęła, a szkoda, bo wiele bym straciła :)


MAKIJAŻ WYKONANY JEST PRZY UŻYCIU CIENI CHERIE MA CHERIE, BRĄZERA MINERAL POWDER 06 DARK BRONZE,  EYLINERA 005 MOKKA I BŁYSZCZYKA 013 -DO PERFEKCJI JESZCZE DALEKO, ALE KAŻDY KIEDYŚ ZACZYNAŁ :)


 
A teraz chwalcie się szybko na co narobiłam Wam ochoty i którego kosmetyku będziecie teraz poszukiwać? :)


 Miłego dnia!

INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.