Marzy mi się by kiedyś do lekcyjnych sal w szkołach, zakradł się przedmiot, który będzie uczył dbania o swoje ciało i cerę. Nie jedna z nas posiadając obecną wiedzę w latach kiedy cera grymasiła, zaoszczędziłaby sporo nerwów i oszczędziła skórze notorycznego pogarszania jej stanu, związanego z brakiem jakiejkolwiek wiedzy na temat pielęgnacji. Ja dopiero dzięki blogerkom (chwała Wam!) dowiedziałam się, że wystarczy odpowiednio zadbać o naszą skórę, a wszystkie zapychające i brudzące kosmetyki będą mogły w końcu spocząć w koszu. Do dziś prowadzę eksperymenty na mojej cerze, z której stanu już jestem zadowolona, ale jeszcze czuję niedosyt. Myślę, że to tylko kwestia czasu bym w końcu dobrała swoją pielęgnację tak jak należy, odetchnęła z ulgą i z żalem serca pożegnała wszystkie zbędnie wydane pieniądze. Niestety człowiek uczy się na błędach i tylko próbowanie i testowanie może w końcu pomóc zrozumieć co jest dobre dla naszej cery.
O kwasach czytałam tysiące razy, ale zawsze bałam się po nie sięgnąć, wystraszona opowieściami niczym z przerażającego horroru, który po obejrzeniu nie daje spokojnie zasnąć w obawie o własne życie. Wizja wysypanej twarzy, pełnej niedoskonałości, które pozostawić mogą po sobie jedynie plamy trudne do wybielenia, jakoś skutecznie trzymała mnie od nich z daleka. Jednak eksperymenty pomogły mi uspokoić cerę i tylko one mogły dać mi odpowiedź na pytanie: co by było gdybym włączyła do swojej pielęgnacji kwasy? Akurat wraz z moim nowym postanowieniem zgrała się propozycja sklepu Diagnosis, który pozwolił wybrać mi dowolny produkt do testów. Padło więc na emulsję do twarzy od GlySkin Care, która zawiera aż (lub tylko) 10 % tego składnika.
Jeśli wciąż nie jesteście pewne jakie właściwości posiada kwas glikolowy i czy warto po niego sięgnąć, najpierw odpowiedzcie sobie na pytanie czy chciałybyście:
- skutecznie usunąć martwy naskórek
- usprawnić przenikanie składników aktywnych w głąb skóry, które zawarte są w kosmetykach używanych w codziennej pielęgnacji
- rozjaśnić przebarwienia
- spłycić zmarszczki i spowolnić procesy starzenia
- uregulować wydzielanie sebum
Skoro powyższa lista jest doskonałym odbiciem tego, czego wymagasz od swojej pielęgnacji, kwas glikolowy będzie produktem szytym na miarę Twojej skóry. Dobór stężenia zależy tylko i wyłącznie od Was, choć na początek radziłabym nie szaleć i zacząć od 5, ewentualnie 10 %. Z czasem możecie sobie tą liczbę zwiększać, gdy już przekonacie się jak Wasza skóra przyjmuje nowego gościa i przede wszystkim jak zareaguje na jego pojawienie się.
Emulsję od GlySkinCare otrzymujemy w kartonowym opakowaniu, w którego wnętrzu skrywa się fioletowa, pewnie dobrze już Wam znana buteleczka z malutką pompką. Szata graficzna nie należy do moich ulubionych i wolałabym coś jaśniejszego, bardziej stonowanego, ale to oczywiście jest kwestia gustu. Nie wiem czy tylko ja dostałam takie felerne opakowanie, ale pierwszy raz w życiu żałowałam, że jakiś kosmetyk ma pompkę. Ta od emulsji lubiła mnie zaskakiwać i za każdym razem, choćbym nie wiem jak się starała to niekontrolowany wytrysk leciał wszędzie, tylko nie na moje dłonie. Dostało się umywalce, ubraniom czy kaloryferowi wiszącemu blisko, który już zdążył przyzwyczaić się do takich akcji, chociaż kwasu jeszcze nie doświadczył.
W produktach przeznaczonych do kuracji, zawierających kwasy raczej nie ma co się spodziewać pięknych, luksusowych zapachów. W zamian za to otrzymujemy lekko kwaskowatą woń, która znika już po kilku sekundach od aplikacji. Treściwe i gęste konsystencje też zarezerwowane są dla innego typu kosmetyków. Emulsja jest rzadka, bardzo wydajna i wystarczy naprawdę odrobina by cała twarz dostała po równym kawałku kwasu.
Zanim nałożymy lotion pamiętajmy o dokładnym usunięciu makijażu, tak by aplikować go na czystą, pozbawioną zanieczyszczeń cerę. Przez pierwsze kilka dni można odczuwać pieczenie i zaobserwować lekkie zaczerwienie skóry. Nie jest to jednak ból, którego nie da się znieść i codzienna aplikacja na pewno nie zostanie uznana za akt sadomasochizmu. Emulsja bardzo szybko się wchłania, chociaż stosując kwasy AHA nie musimy czekać aż skóra doszczętnie je wessie i natychmiastowa aplikacja kremu czy serum nie wpłynie na ich działanie. Spodziewajcie się lekko lepkiej warstwy, nie jest to jednak ta, która przyciąga tupecik wuja Frania. Produkt nakładany jest na noc, więc znienawidzona, nieprzyjemna powłoka na pewno nie da Wam się we znaki, a rano już nie będzie po niej śladu.
Etapy stosowania kwasu glikolowego
Kwas stosowałam codziennie wieczorem i już po kilku dniach zauważyłam lekki wysyp, ale nie były to podskórne, bolące gule, a raczej powierzchowne wypryski, które nie zostawiały po sobie blizn (ufff!). Aby dodatkowo unikać kolejnych niespodzianek warto regularnie stosować peelingi i pozbywać się martwego naskórka, który może zatkać pory i być przyczyną nowych, bolących zmian.
Kolejnym skutkiem ubocznym, niekoniecznie pożądanym jest łuszczenie się skóry. Nie spodziewajcie się jednak wielkich, sypiących się płatów, które tak lubimy zdzierać. Ja miałam jedynie kilka suchych plam umiejscowionych na brodzie i pod oczami.
Po dwóch tygodniach, przez kilka dni żaden podkład nie współpracował z moją cerą. Nie chciał się wchłonąć, pozostawał na powierzchni i ścierał się przy każdym dotknięciu dłonią. Pierwszy raz w życiu moja twarz wyglądała jak skorupa wymazana brudnym błotem. Na szczęście nie trwało to długo i myślę, że tak szybkie pozbycie się problemu zawdzięczam używaniu olejków, które pomagały nawilżać spragnioną wtedy skórę.
Efekty stosowania kwasu glikolowego
Już po kilku dniach dzięki emulsji miałam idealnie gładką i czystą skórę, o której można było powiedzieć, że zdecydowanie jest dopieszczona. Pory nie raziły w oczy, a zaskórniki troszkę się uspokoiły i przestały w końcu straszyć. Na pewno zauważyłam lekkie rozjaśnienie blizn potrądzikowych i musiałam zaopatrzyć się w jaśniejsze podkłady. Jest jednak jedno ale, które skutecznie skreśla ten kwas z mojej listy produktów must have. Co kilka dni regularnie pojawiały się nowe wypryski (pewnie winowajcą jest alkohol w składzie). Były małe i szybko się goiły, ale zaraz przychodziło zastępstwo. Fajnie było cieszyć się super gładką cerą, ale przez chwilę znowu czułam się jakbym miała trądzik, który nie jest miłym wspomnieniem. Obecnie stosuję kwas punktowo na większe plamy i nie zauważyłam by jakoś źle oddziaływał na moją cerę.
O stosowaniu kwasów na twarz pewnie słyszałyście nie raz, ale czy myślałyście o tym by zacząć aplikować je na ciało? Ja jeszcze nigdy nie czytałam o skuteczności tego typu zabiegów, ale bez wahania sięgnęłam po Balsam co ciała z kwasem glikolowym 10 %. Producent obiecuje odnowę komórkową, głębokie nawilżenie, efekt anti-aging i rozjaśnienie przebarwień oraz rozstępów.
Szata graficzna praktycznie niczym nie różnie się od tej, którą posiada emulsja, chociaż tutaj nie dostajemy kartonika. Butelka jest lekka, posiada większą pompkę, która działa bez zarzutu i jest wygodna w użyciu. Nie mam zastrzeżeń, temat wyczerpany.
Balsam praktycznie w ogóle nie pachnie, jest rzadki i łatwo sunie po ciele. Chwilę po aplikacji zostawia białą powłoczkę, która po kilku sekundach znika i już nie musimy sobie nią zawracać głowy. Wchłania się dosyć szybko, chociaż zostawia satynowy film. Nie jest tłusty i nieprzyjemny oraz nie powoduje u mnie dyskomfortu, jak to się ma przy stosowaniu olejków, które ciągną za sobą kurz, brud i lepią się do ubrań.
Tak samo jak w przypadku emulsji, możecie spodziewać się pieczenia lub mrowienia, które znika już po kilku dniach. Szczególnie zwróćcie uwagę na świeżo depilowaną skórę, bo pokrycie jej balsamem może wywołać ciche: auć lub nawet zmusić do tańca po śliskiej, łazienkowej nawierzchni.
Minął tydzień oraz pół i zauważyłam lekkie łuszczenie się skóry, szczególnie na brzuchu, ale trwało to tylko około dwóch dni. Innych skutków ubocznych nie zaobserwowałam. Żaden wysyp czy podrażnienia nie miały miejsca.
Skóra po użyciu balsamu jest miękka, gładka i delikatna. Nie zauważyłam jakiegoś wielkiego rozjaśnienia rozstępów, które pozostały mi po ciąży. Aplikowany wieczorem, jeszcze rano pozwala cieszyć się miłą w dotyku i dobrze zmiękczoną skórą. Umyślnie nie użyłam słowa nawilżoną, bo niestety za ten fajny efekt (miękkość) odpowiedzialna jest parafina w składzie. W balsamach składnik ten mi nie przeszkadza, ale dalej znajdziemy masło shea, które wystarczyłoby przesunąć nieco wyżej i już całość prezentowałaby się znacznie lepiej :)
Po miesiącu stosowania balsam aplikowałam co dwa trzy dni i nie zauważyłam u siebie nawrotu suchej skóry, która normalnie pojawiała, gdy tylko ominęłam aplikację innych drogeryjnych lotionów przez jedną dobę. Nie była to świetnie nawilżona czy odżywiona skóra, ale nie miała też łuszczących się placków i widocznych gołym okiem śladów zaniedbania.
W podsumowaniu napiszę, że lubię oba produktu i fajnie jest mieć je w domu, ale zarówno emulsja, jak i balsam nie zachwyciły mnie. Dzięki zastosowaniu kwasu glikolowego dowiedziałam się, że nie jest on dla mnie i obecnie przerzuciłam się na salicylowy, który bardziej pasuje do cery trądzikowej. W balsamie natomiast brakuje mi ładnego zapachu i mega nawilżonej skóry, do której przyzwyczaiły mnie tłuste olejki, chociaż przy jego stosowaniu możecie ominąć peelingi. Pozwala więc zaoszczędzić czas (wykluczenie zdzieraków i aplikacja co dwa dni) i pieniądze. Ja jednak preferuję gęste konsystencje i piękne zapachy. Ciężko jest mi jednak powiedzieć jak oba produkty spisałyby się u Was, bo wszystko zależy od rodzaju i potrzeb skóry. Myślę, że najbardziej zadowolone będą osoby, których cera nie zaskakuje już żadnymi wypryskami i jest w miarę stabilna. Nie żałuję, że wypróbowałam oba produkty, jednak na pewno nie kupiłabym kolejnych opakowań.
Dodatkowe informacje:
- oba produkty można zakupić na stronie sklepu Diagnosis
- podczas używania kosmetyków z kwasem należy pamiętać o stosowaniu filtrów przeciwsłonecznych (polecam wprowadzić je na stałe do pielęgnacji)
- nie aplikuj preparatów na uszkodzoną skórę
- spodziewajcie się: pieczenia, swędzenia, łuszczenia, zaczerwienia skóry
- jeśli nie jesteś pewna czy możesz używać kwasów najlepiej skonsultuj się ze specjalistą
- przy pierwszym zastosowaniu pozostaw emulsję pilingującą tylko na dwie godziny, aby sprawdzić jak zareaguje na nią skóra
- po aplikacji kwasu staraj się nie pocieraj twarzy, bo możesz ją podrażnić
A teraz podzielcie się swoimi doświadczeniami w używaniu kwasów. Macie swoich ulubieńców?
Skład emulsji pilingującej: Purified Water, Glycolic Acid, Cetearyl Alcohol, PPG-11 StearylEther, Dimethicone, Isopropyl Palmitate, Linoleamidopropyl PG-Dimonium Chloride Phosphate, Alcohol, PEG-12 Glyceryl Distearate, Citrus medica limonum (Lemon) Fruit Extract, Phenoxyethanol, Capryl Glycol, Ethylehexyglycerin, hexylene Glycol.
Skład balsamu: Aqua, Glycolic Acid, Cetearyl Alcohol, Paraffinum Liquidum, Caprylic Glycerides, Sodium Lauryl Sulfate, Isopropyl Palmitate, Propylene Glycol, Butyrospermum Parkii Butter, Cera Alba, Citrus Limon Fruit Extract, PEG-6 Caprylic Glycerides, Allkohol Denat, Methylparaben, Propylparaben, Imidazolidynyl, Urea.
- przy pierwszym zastosowaniu pozostaw emulsję pilingującą tylko na dwie godziny, aby sprawdzić jak zareaguje na nią skóra
- po aplikacji kwasu staraj się nie pocieraj twarzy, bo możesz ją podrażnić
A teraz podzielcie się swoimi doświadczeniami w używaniu kwasów. Macie swoich ulubieńców?
Skład emulsji pilingującej: Purified Water, Glycolic Acid, Cetearyl Alcohol, PPG-11 StearylEther, Dimethicone, Isopropyl Palmitate, Linoleamidopropyl PG-Dimonium Chloride Phosphate, Alcohol, PEG-12 Glyceryl Distearate, Citrus medica limonum (Lemon) Fruit Extract, Phenoxyethanol, Capryl Glycol, Ethylehexyglycerin, hexylene Glycol.
Skład balsamu: Aqua, Glycolic Acid, Cetearyl Alcohol, Paraffinum Liquidum, Caprylic Glycerides, Sodium Lauryl Sulfate, Isopropyl Palmitate, Propylene Glycol, Butyrospermum Parkii Butter, Cera Alba, Citrus Limon Fruit Extract, PEG-6 Caprylic Glycerides, Allkohol Denat, Methylparaben, Propylparaben, Imidazolidynyl, Urea.