Słysząc słowo algi morskie, na myśl przychodzi mi piękna rafa koralowa z wymyślnymi kształtami, rozgwiazdami, płaszczkami i zachwycającym dywanem kolorów. Podczas, gdy one z pięknością raczej nie mają za wiele wspólnego (choć mogą się podobać), bo to nic innego jak zielone glony, tak ładnie nazywane plechami lub właśnie algami. Przypisuje im się cudowne, wręcz magiczne działanie. Słyszałam już o odmładzaniu, wyszczuplaniu upiększaniu i leczeniu. Obietnica ta brzmi co najmniej tak jakby tylko one nam do szczęścia były potrzebne, bo przecież spełniają wszystko to o co każda kobieta prosi każdego wieczora klęcząc u stóp łóżka i ze złożonymi rękami i wzrokiem skierowanym w niebo :) Nie wydaje Wam się, że brzmi to trochę jak z reklamy, która niewiele ma wspólnego z prawdą?
Okazuje się, że nie wszystkie algi są dobre dla naszej skóry. Te niebiesko-zielone podejrzewane są o możliwość wywołania alergii, przez co nie dla każdego będą bezpieczne. Na szczęście jest jeszcze mech irlandzki i karagenian (silikon roślinny), itp, które posiadają wapń, magnez, proteiny, witaminy, fosfor, żelazo, witaminę B1, sód i miedź, cukier czy skrobię. W kosmetykach grają rolę środków zmiękczających, przeciwzapalnych i zaliczane są również do przeciwutleniaczy. Niestety przypisywanie im likwidowania zmarszczek, leczenia skóry lub innych wymyślnych, czarodziejskich właściwości jest bezpodstawne. Algi posiadają sporo dobroczynnych przymiotów, ale nie są niezbędne i raczej nie można ich nazwać cudotwórcami.
Seria Algi Morskie od Bielenda na pewno jest już Wam dobrze znana, bo ostatnio na blogach troszkę o niej zawrzało i recenzje wysypują się jedna za drugą. Jak pewnie już wiecie ja też współpracuję z tą marką i mnie mile połechtano obdarzając Regenerującym Kremowym Serum do Ciała.
Trudno będzie mi uwierzyć jeśli powiecie, że opakowanie serum nie rzuca Wam się w oczy. Piękna, turkusowa szata graficzna, faktycznie może kojarzyć się z lazurowym morzem, idealnie gładką plażą i wakacjami pod palmami (która z nas o nich nie marzy). Zdążyłam już zauważyć, że Bielenda dba o dokładne zabezpieczenie swoich produktów przed wścibskimi rączkami, bo zarówno masła jak i peelingi czy serum posiadają sreberko, które zerwać może dopiero właściciel kosmetyku.
Nie lubię opisywać zapachów, ale pewnie jesteście go ciekawe, więc wspomnę, że jest piękny, słodki, świeży i uzależnia. Przygotowując opis przyniosłam puszeczkę by go sprawdzić i dokładnie odpisać, a teraz tak siedzę, wącham i wącham, narkotyzuje się, ale nie wiem co napisać :) Same sprawdźcie! Ja go uwielbiam, a dodatkowo sporo czasu utrzymuje się na skórze i jestem prawie pewna, że przypasuje większości z Was.
Kremowe Serum na pierwszy rzut oka może wydawać się treściwe i zbite, ale już po zetknięciu z ciałem zauważymy, że bardzo łatwo się rozprowadza, lekko po nim sunie i nie musimy angażować naszej siły by szybko pokryć całą powierzchnię użytkową. Zatopione w serum niebieskie kuleczki nie są wyczuwalne pod palcami i w mig znikają pod naciskiem opuszków. Produkt nie pozostawia białego nalotu i lepiącej się warstwy, a to lubię ja i wiem, że Wy też :)
Skoro już zaczęłam grą w skojarzenia to chcąc ją kontynuować, napiszę Wam, że dotychczas myśląc o produktach do pielęgnacji ciała od razu przed oczami stają mi peelingi i masełka umieszczone w różnokolorowych "słoiczkach". Tu mamy serum i przyznam, że używanie go to była dla mnie nowość, a nawet przez chwilę zastanowiłam się dlaczego akurat taką nazwę dostał ten produkt. Dopiero podczas testowania zrozumiałam co autor miał na myśli. Standardowe masełka są gęste, bardzo treściwe i "ciężkie". Podczas, gdy serum powinno posiadać nieco lżejszą konsystencję, oraz sporą ilość składników odżywczych i substancji aktywnych, ale za to w krótszym czasie ma obowiązek przynosić upragnione efekty. Ta regułka doskonale opisuje produkt, o którym dziś Wam prawię.
Serum naprawdę całkiem szybko się wchłania i nie przypomina mi maseł, które też lubię, ale nakładanie ich na dzień nie zawsze uważam za komfortowe. Już chwilę po aplikacji czuję przyjemny chłód, ale to nie ten na wskroś przeszywający, po którym nawet gruba kołdra nie pomaga się ogrzać, a ja mam ochotę biec do łazienki zmyć to co przed chwilą tak dokładnie wsmarowywałam. Kremowe serum daje nam jego mniejszą intensywność, a wtedy bardziej koi i odpręża niż uaktywnia gęsią skórkę.
W składzie już na drugim miejscu mamy masło shea otoczone
towarzystwem emolientów, parafiny, ekstraktów z różnego rodzaju alg i
sól morską. Nie jest on powalający, ale jak na produkt za tak niską cenę
na pewno ma się czym pochwalić.
Podsumowując łatwo już teraz wywnioskować dlaczego ten kosmetyk nosi nazwę serum regenerującego. Praktycznie wszystkie jego właściwości na to wskazują, a masło shea, które ma tak wysoko w składzie od dawna uwielbiane jest za swoje atrybuty takie jak natłuszczanie i nawilżanie. Serum już po kilku użyciach pozwala zauważyć swój pozytywny wpływ na skórę. Staje się niesamowicie miękka, bardziej jędrna (na dłużej niż pięć minut po użyciu) i nie nosi na sobie śladów przesuszenia. Na opakowaniu widnieje informacja, że przeznaczony jest do codziennej pielęgnacji, jednak myślę, że nawet jeśli użyjemy go co drugi dzień, nasza skóra na tym nie ucierpi.
Polecam to serum i uważam, że każda z Was będzie z niego zadowolona, a nawet jeśli nie to szybko znajdzie w rodzinie kogoś kto chętnie je przygarnie. Cudów nie zdziała, ale który kosmetyk może się pochwalić takimi właściwościami?
Lubicie tą serię? Które kosmetyki najbardziej Wam się spodobały? :)
Cena: ok. 16 zł
Skład: Aqua
(Water),
Butyrospermum Parkii (Shea Butter),
Ethylhexyl Stearate,
Lasemul 92 N 40,
Paraffinum Liquidum (Mineral Oil),
Cetearyl Alcohol,
Glycerin,
Cyclopentasiloxane,
Dimethicone,
Algae Extract,
Hydrolyzed Corallina Officinalis Extract,
Propylene Glycol, Spirulina Maxima Extract,
Sea Salt Extract,
Sodium Stearoyl Glutamate,
Sodium Polyacrylate,
Mannitol, Cellulose, Tocopheryl Acetate, Hydroxypropyl Methylcellulose,
Tocopherol,
Disodium EDTA,
Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin,
DMDM Hydantoin,
Parfum (Fragrance), Alpha-Isomethyl Ionone, Butylphenyl Methylpropional,
Citral, Citronellol, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxyaldehyde,
Limonene, Linalool, Hexyl Cinnamal,
CI 19140 (Acid Yellow 23)
Miłego dnia i ogromnie dziękuję za Wasze wsparcie podczas kamienowania :)