Witam!
Jeszcze kilka lat temu aktorki i celebrytki szczelnie zamykały się w swoich garderobach, w których godzinami przygotowywane były do wielkiego wyjścia, przez najlepszych wizażystów, fryzjerów i stylistów. A kiedy paparazzi udało się dorwać zdjęcie takiej gwiazdy bez makijażu i w rozciągniętym dresie to rodziła się sensacja zasługująca na pierwszą okładkę. Dzisiaj już nikogo nie dziwią selfie w łóżku czy w wannie, bez makijażu i całej obróbki. Naturalny look stał się bardziej modny, każda oczywiście zdrowo się odżywia i nawet zdjęcia z siłowni zdobywają tysiące lajków. Co więcej znane marki produkujące kosmetyki do makijażu czy pielęgnacji prześcigają się jedna za drugą, kto zdobędzie lepszą "twarz" do reklamy najnowszej szminki czy balsamu. A gwiazdy pokazują się w trakcie przygotowań bez skrępowania i z uśmiechem na twarzy. I chociaż każda z nas doskonale zdaje sobie sprawę, że ta piękna i bogata kobieta wcale na co dzień nie używa produktów, które nam pokazuje, to i tak zawsze sięgamy częściej właśnie po te krzyczące do nas znanymi twarzami. Bo wystarczy umieścić nalepkę "sekret celebrytek" i już płacimy podwójnie, przecież która z nas nie chciałaby tak wyglądać?
Ostatnio jednak natknęłam się na zupełnie coś innego. Producenci nie podają w tym wypadku imion konkretnych celebrytek, a kraj pochodzenia kobiet z różnych części świata. Spotkałam się nawet z określeniem, że szerzą kosmetyczny nacjonalizm. I chyba trochę się z tym zgodzę, uznając przy tym, że nie jest to nic innego jak chwyt marketingowy. Bo chociaż mówiąc Amerykanka, Azjatka czy Francuzka, od razu przed oczami mamy konkretny typ urody, to i tak uważam, że piękno jest kwestią dziedziczną i w dużej mierze zależy też od nas samych. O tak jak dbamy o siebie na zewnątrz i od środka.
Chociaż muszę przyznać, że francuskie i ostatnio ponoć azjatyckie kosmetyki to jedne z najlepszych na rynku i przy okazji używania emulsji Avene, sprawdziłam co wujek Google ma na temat tych pierwszych do powiedzenia. Natknęłam się przy okazji na artykuły o sekretach wyglądu francuskich kobiet. Jego zdaniem fenomen leży w codziennym masażu twarzy, nakładaniu minimalistycznego makijażu, piciu wielkich ilości wody każdego dnia, używaniu częściej masek niż peelingów i co najlepsze ponoć Francuzki spędzają mniej czasu przy stylizacji włosów :) I tutaj przykład:" Amerykanki myją głowę prawie codziennie, a Francuzki dużo rzadziej. Amerykanki używają mnóstwo produktów do stylizacji, a Francuzki bardziej skupiają się na odżywianiu i poprawieniu jakości. Ah no i Amerykanki używają suszarek, a Francuzki czekają aż włosy same wyschną :) "
Czy tylko dla mnie brzmi to idiotycznie? Bo jak ktoś mi mówi Polki to jestem pewna, że ma na myśli przynajmniej 85% z nas. Dlatego nie chce mi się wierzyć, że postępuje w ten sposób większość kobiet z konkretnych krajów. To bzdura i absurd. Chociaż może istnieją jakieś badania, o których ja zacofana nie wiem :) Jednak przyznam, że większość podpunktów mi się podoba i oczywiście wszystkie z nas powinny z nich korzystać. A co najlepsze znalazłam jeszcze informacje, że picie wina i dosyć częste stosowanie wody termalnej też ma duży wpływ na wygląd Francuzek. I o ile to pierwsze brzmi banalnie to chyba podoba mi się najbardziej ze wszystkich :) Chociaż zalety wody termalnej znane są nie od dziś i zwłaszcza kobiety z wrażliwą cerą doceniają jej działanie. A ja dziś chciałam Wam opowiedzieć o emulsji matującej marki Avene, który właśnie tę wspaniałą wodę ma na pierwszym miejscu w składzie. Z resztą jak większość produktów tej marki.
I znowu mamy kartonik, z mnóstwem informacji, składem i wszystkim co tylko pragniemy wiedzieć. W środku malutka tubka, zakręcana na koreczek (oh jak tego nie lubię), której szata graficzna wygląda bardzo minimalistycznie i schludnie jak na kosmetyk z apteki przystało. Pewnie każda z Was kojarzy charakterystyczne białe opakowania z pomarańczowymi akcentami. Jestem wielką fanką zapachu produktów od Avene i jak dla mnie każdy ich kosmetyk ma taką samą woń. Delikatną, świeżą i kojącą.
Emulsja Avene Cleanance przeznaczona jest do codziennej pielęgnacji skóry tłustej, a jej zadaniem jest redukcja produkcji sebum i matowienie cery. Ja zakochałam się w niej od pierwszego użycia! Bardzo szybko się wchłania i wystarczy raz, dwa, trzy, cztery i już można aplikować makijaż (dokładnie po ok 1 minucie). Zaraz po nałożeniu wyraźnie czuć, że twarz jest lepka i za pierwszym razem byłam pewna, że wpłynie to na trwałość makijażu. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i teraz już bez obaw po nią sięgam. Może nie nawilża jakoś spektakularnie, ale używając na noc czegoś mocniejszego, a na dzień właśnie tej emulsji, nie zauważyłam by moja skóra była przesuszona. Należy również pamiętać, że jest to emulsja matująco-regulująca, a nie krem nawilżający i w tej kwestii nie ma co po niej oczekiwać cudów. Rzeczywiście utrzymuje sebum w ryzach i mój makijaż wygląda idealnie cały dzień. I chociaż mam dobrze dobrany podkład, to i tak zauważyłam, że potraf przedłużyć jego trwałość o około 2 godziny. Dodatkowo nie zawiera w swoim składzie komedogennych substancji i mamy pewność, że zaskórniki to na pewno nie jej sprawka.
I naprawdę nie wiem, nie mam pojęcia i nie ogarniam dlaczego ma tak wiele negatywnych recenzji?! Skład nie został zmieniony i jedyne co mi przychodzi na myśl to fakt iż problem nie leży w emulsji, a w źle dobranych podkładach. W takim przypadku nie ma co oczekiwać, że taki produkt załatwi sprawę.
A Wy co sądzicie o sekretach urody prosto od francuskich kobiet? :)
Ocena: 10/10
Cena: ok. 60 zł za 40 ml
Skład: Avene Thermal Spring Water (Avene Aqua), Cyclomethicone, Propylene Glycol, Glycerin, Polyacrylate-13, Polymethyl Methacrylate, Polyisobutene, Zinc Gluconate, Benzoic Acid, Caprylyl Glycol, Cetrimonium Bromide, Dimethicone, Dimethiconol, Disodium EDTA, Fragrance (Parfum), Glyceryl Laurate, Polysorbate-20, Pyridoxine HCL, Salicyd Acid, Sodium Hydroxide, Sorbitan Isostearate, Water (Aqua).
Pozdrawiam!