Od kiedy Instagram zawładnął sercami kobiet i mężczyzn na całym świecie, celebryci, blogerki czy różnego rodzaju firmy prześcigają się w dodawaniu jak największej liczby zdjęć i zdobywaniu tysiąca lajków. I nie ma znaczenia co one przedstawiają, bo była już moda na dziubki, kolorowe brwi, brokat na włosach, kubki ze Starbucks, buty, a od niedawna spotkałam się właśnie ze zdjęciami sławnych osobników z maseczkami na twarzy, w pięknym Spa lub po prostu we własnej prywatnej, bardzo drogiej wannie. Jednak rekordy popularności chyba biją te najbardziej przerażające (przynajmniej dla mnie), mowa oczywiście o maseczkach w płachcie, po które moja bujna wyobraźnia nie pozwalała mi sięgnąć. Od zawsze kojarzyły mi się z psychopatą takim jak Hannibal Lecter, który podstępnie zwabia do swojego domu bezbronną kobietę, a później próbuje ją torturować i oszpecić nakładając maski nasączone różnego rodzaju żrącymi substancjami. Jednak gdy w Polsce z ciekawości sięgnęłam po tą od Bielendy, szybko się nią zachwyciłam i byłam pewna, że na tej jednej się nie skończy.
Oczywiście nie muszę już żadnej z Was przekonywać, że moda i pomysł na wymyślne i niespotykane produkty coraz częściej przychodzi prosto z Azji. Tysiące producentów próbuję skopiować, podrobić i podbić rynek kosmetykami, które dla wschodnich sąsiadów nie są nowością. Jednak myślę, że jeszcze dużo wody upłynie zanim kremy BB będą chociaż blisko podobnej jakości, bo nasze stawiane obok tych, które przybyły z Azji powinny oblać się rumieńcem i poważnie przemyśleć swój byt istnienia. Nie zdziwi Was zatem fakt, że maseczki w płachcie właśnie tam miały swoje początki i to u nich bezdyskusyjnie dostaniecie najlepsze tego typu produkty. Obecnie na rynku istnieje ogromna ich różnorodność. Bo nakładanie maseczki na twarz nikogo nie zdziwi, ale ja od dawna jestem wielbicielką tych otulających stopy czy dłonie.
Kolejny raz moja nieokiełznana ciekawość nie pozwoliła mi tak po prostu przeczytać instrukcji na opakowaniu i chciałam czegoś więcej. Kilku faktów podanych czarno na białym, wyłożonych jak krowie na rowie. Przy moim ostatnim poście o maseczkach okazało się, że wiele Was nie miało pojęcia, że glinkę należy zwilżać, choć dla innych jest to przecież oczywiste. Jak widać człowiek uczy się całe życie, a porządna dawka wiedzy przyda się każdemu. Dlatego dziś zapraszam Was na mój mini przewodnik po maseczkach w płacie.
Co warto wiedzieć zanim się ich użyje?
1. Przeczytaj skład.
Największą zaletą maseczek w płachcie jest sposób ich nakładania. Dzięki dokładnemu pokryciu twarzy ograniczamy dostęp i wymianę powietrza co pozwala wszystkim zawartym w niej składnikom lepiej przeniknąć w głąb naszej skóry. Dlatego tak ważne jest byś była pewna, że maseczka ma w sobie same dobra, a szkodnikom mówi nie. Bo duża część producentów ukradła tylko pomysł, ale nie miała zamiaru wydawać kasy na jego udoskonalenie i poprawne wykonanie. Wiedziała, że już on sam będzie niezłą skarbonką. Do swoich maseczek wcisnęła oleje mineralne, parabeny i mnóstwo innej chemii, która więcej szkodzi niż pomaga. Koniecznie najpierw przeczytajcie skład!
2. Sprawdź z jakiego materiału maseczka jest stworzona.
Co warto wiedzieć zanim się ich użyje?
1. Przeczytaj skład.
Największą zaletą maseczek w płachcie jest sposób ich nakładania. Dzięki dokładnemu pokryciu twarzy ograniczamy dostęp i wymianę powietrza co pozwala wszystkim zawartym w niej składnikom lepiej przeniknąć w głąb naszej skóry. Dlatego tak ważne jest byś była pewna, że maseczka ma w sobie same dobra, a szkodnikom mówi nie. Bo duża część producentów ukradła tylko pomysł, ale nie miała zamiaru wydawać kasy na jego udoskonalenie i poprawne wykonanie. Wiedziała, że już on sam będzie niezłą skarbonką. Do swoich maseczek wcisnęła oleje mineralne, parabeny i mnóstwo innej chemii, która więcej szkodzi niż pomaga. Koniecznie najpierw przeczytajcie skład!
2. Sprawdź z jakiego materiału maseczka jest stworzona.
Płachta często wykonywana jest z różnego rodzaju materiałów takich jak bawełna lub inne tkaniny, hydro-żel, bio-celuloza, papier czy nawet wodorosty morskie. Uważam, że ważną kwestią jest znalezienie sobie tego odpowiedniego, który najlepiej będzie dopasowywał się do Twojej twarzy. Spadające, ślizgające się i zwisające kawałki nie dość, że nie wyglądają estetycznie to jeszcze na pewno nie dostarczą Ci wszystkich zawartych w sobie cennych składników. A co za tym idzie, używając źle dopasowanych maseczek, szybko się do nich zniechęcisz i przestaniesz patrzeć w ich stronę, a przecież tylko na tym stracisz.
3. Naucz się prawidłowej aplikacji.
Nałożenie maseczki z tubki czy saszetki wydawało nam się dziecinne proste. Okazało się, że jednak nie zawsze doskonale wiemy jak się za to zabrać. To samo tyczy się tych w płachtach. Tym razem może być znacznie trudniej niż by się wydawało. Wszystkie tego typu maseczki produkowane są w rozmiarze tak zwanym uniwersalnym, co znaczy nijakim. Bo oczywiste jest, że każda z nas ma inną twarz. Dlatego ważna jest technika aplikacji. Najlepiej zacząć od czoła i delikatnie przyciskając najpierw skronie, powoli schodzić w dół twarzy. Później czas na policzki, a na końcu podbródek. Oczywiście zaraz po aplikacji najlepiej ułożyć się w pozycji leniwej, czyli leżącej.
4. Patrz na zegarek
Tak samo jak w przypadku glinki, pilnuj żeby maseczka nie spoczywała zbyt długo na twarzy. 20 minut to wystarczający czas by Twoja skóra "wypiła" wszystkie potrzebne jej składniki i nie polecam przekraczać tej liczby, bo uzyskasz skutek odwrotny od zamierzonego. Zabierzesz swojej cerze całą wilgoć, a przecież właśnie chciałaś ją odżywić.
5. Zadbaj o swoją skórę tuż przed i po
Ja odkryłam Amerykę, dowiadując się, że lepiej jest robić maseczki pod prysznicem lub w kąpieli, a Wy dodatkowo jeszcze dałyście mi wskazówki, żebym najpierw przygotowała swoją skórę na ich przyjęcie. Bo o ile poprzedzające aplikację oczyszczenie cery jest o oczywiste, o tyle dokładny peeling już nie znajdował się na mojej liście, a jak widać jest bardzo ważnym elementem przygotowań. Również już po usunięciu maseczki zaleca się nałożenie serum lub ulubionego kremu, by wzmocnić efekt jej działania.
Ja już zdążyłam się uzbroić po zęby w tego typu maseczki, ale wiem, że są dziewczyny, które robią i nasączają płachty same w domu. Azjatki wykonują tego typu zabiegi nawet każdego dnia, ale ja myślę, że dwa lub trzy razy w tygodniu w zupełności mi starczy. Nie mówiąc już o tym, że zamierzam w końcu zadbać o moje dłonie i stopy. Na pewno też doczekają się swoich maseczkowych dni.