Cześć!
Nie wiem jak jest u Was, ale ja nigdy nie ruszam się z domu bez torebki. Zawsze muszę ją mieć przy sobie i jest nieodłącznym elementem mojej garderoby, gdy wychodzę z domu. Jednak od kiedy urodził się mój synek, musiałam w kąt odłożyć Michaela Korsa, River Island czy Teda Bakera, a za moją torbę robi teraz ta od wózka. Nie mówię, że to źle, bo nie muszę już dopasowywać kroju i koloru do swojego ubrania, bo jak wiadomo torba od wózka ma pasować tylko do niego i to mnie cieszy :) Dodatkowo jest wielka i pojemna, dzięki czemu nie muszę się martwić, że nie zmieszczę w niej swoich najważniejszych przedmiotów. Na szczęście od czasu do czasu mam też swoje wyjścia. Idę sama, odszykowana i umalowana, a pod pachą dzierżę ładną i zgrabną kopertówkę. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że do niej się nic nie mieści! Bo jak do tego małego prostokąta włożyć dokumenty, klucze, portfel, pomadki, lusterko, perfumy i oczywiście puder z pędzlem, a co za tym idzie kosmetyczkę (bo przecież trzeba zabezpieczyć wnętrze torebki przed pobrudzeniem)? I tak zawsze przed wyjściem rozkładam wszystko na stole, oglądam, siedzę i myślę jakby to skondensować. Może upchnę rękę, może nogą? Ale nie. Nigdy nie ma możliwości bym dała radę. I zawsze muszę z czegoś zrezygnować, co mi się bardzo nie podoba. Na szczęście nadeszła pomoc. Będąc na urlopie w Polsce, w jednej z drogerii zauważyłam bibułki matujące. A, że żar lał się z nieba to pomyślałam, że to jest ten czas. Wzięłam, przetestowałam i dziś przychodzę do Was z recenzją produktu marki Theatric Professional.
Zapraszam na post!
Zanim zacznę wspomnę jeszcze, że bibułki miały swoje początki w Azji, wiele wieków temu. Już na początku 1600 roku zarówno kobiety jak i mężczyźni odkryli ich wspaniałe zalety. Bibułki utrzymywały skórę gładką, nieskazitelną i pozbawioną tłustej powłoczki. W sumie wcale mnie to nie dziwi. Nie od dziś wiadomo, że kosmetyki z Azji są jednymi z najbardziej wychwalanych na całym świecie. A ich kremy BB biją na głowę nasze drogeryjne produkty.
Opakowanie bibułek to standardowa, mała koperta, która mieści w sobie 50 sztuk, ślicznych różowych "karteczek". Będzie idealnie pasować do każdej, nawet najmniejszej torebki i co więcej także do kieszeni w spodniach. Dostępne są w dwóch wersjach: różowej, czyli absorbującej i zielonej- perfect mat. Nic więcej w tym temacie napisać nie mogę, choćbym chciała, więc od razu przechodzę do działania.
Ze względu na dosyć dobrze dobierane podkłady (wreszcie!) , moja buzia rzadko się świeci i nie mogę narzekać na spływanie makijażu. Jednak jak wiadomo w klubie, gdzie jest gorąco i duszno, nie ma mowy żeby make-up po kilku godzinach wyglądał nieskazitelnie. Ja jednak zaczynam się świecić głównie w strefie T i wtedy to sięgam po bibułki Theatric Professional. Idealnie zbierają nadmiar sebum, a moja cera w kilka sekund staje się perfekcyjnie matowa i znów wygląda świeżo. Na całą twarz wystarczy jedna bibułka. Jeśli ktoś wolałby jednak bardzo dokładnie dotknąć każdego miejsca, to myślę, że dwie spokojnie dadzą radę. Oczywiście nie ma co się oszukiwać, że już do rana będziemy wyglądać jak po wyjściu od wizażystki, ale u mnie efekt utrzymuje się około dwie godziny. Uważam, że to i tak niezły wynik. Ich użycie jest naprawdę banalne. Wystarczy wziąć jedną bibułkę i przyłożyć do miejsca, w którym chcemy usunąć nadmiar sebum. Efekt jest natychmiastowy. Pamiętajcie jednak, że nie należy nią przecierać twarzy, bo może wtedy zniszczyć makijaż. Jednak, gdy będziecie postępować zgodnie z instrukcją, nie ma mowy by coś popsuć.
Podsumowując nie mogę mogę napisać nic innego jak to, że uwielbiam te bibułki! Bardzo często ratują mi życie, a używałam ich nawet w najcięższych warunkach (upały tego lata, sami wiecie jakie były). Zajmują bardzo mało miejsca i za to chyba je najbardziej lubię. Wiem, że na rynku są też inne, bardziej chwalone, na przykład Inglot, ale ich cena jest stanowczo za wysoka. Na pewno zadowolą każdą z Was, choć nie ma co oczekiwać cudów. Widziałam recenzje dziewczyn, które właśnie tego się spodziewały. Nie dziwię się w takim razie, że doznały zawodu. Ja jestem jednak realistką i uważam, że są świetne.
Znacie? Lubicie?
Miłego dnia!
Ocena: 9/10
Cena: 8 zł za 50 sztuk
Mam bibułki matujące z Inglota i kiedy trafiłam na podkład, który okropnie wzmagał produkcję sebum (nowy L'Oreal True Match), to one bardzo ratowały mój makijaż:). Dobry wynalazek:).
OdpowiedzUsuńMiałam te z Inglota i są naprawdę dobre, ale jak dla mnie troszkę za drogie :)
UsuńMadziu, wiem, że są drogie, dlatego drugi raz chyba ich nie kupię. Mam je od ponad roku i na długi czas mi jeszcze posłużą. :)
UsuńChociaż tyle dobrze, że ich wydajność jest super i nie tracą daty ważności :)
UsuńNie znam i nie używam bibułek :) Jeśli muszę, to używam chusteczek delikatnie :)
OdpowiedzUsuńTo też jakieś rozwiązanie :)
Usuńsuper sprawa, ja do bibułek się żadnych jeszcze nie przymierzałam. Może dlatego że rzadko gdzieś wychodze ale czasami też potrafię się świecic niemiłosiernie w strefie T więc na wypady to dobra opcja
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam kupić takie bibułki. Nie są drogie, ale jak wychodzisz raz na jakiś czas to będziesz je miała na wieki :) A i daty ważności nie tracą :)
UsuńBibułek nigdy nie używałam, zawsze dawałam radę z chusteczką higieniczną, ale ten patent nie raz i nie dwa uratował mi "życie" ;D
OdpowiedzUsuńNo niezły patent :)
UsuńZnam bibułki innych marek i też lubię, szybko ratują z opresji :)
OdpowiedzUsuńJa znam tylko jeszcze Inglot i Essence, ale te drugie dopiero będę testować :)
UsuńUżywałam dopóki nie zorientowałam się, że przyłożona chusteczka czy papier toaletowy działają identycznie :D Na pewno jest to lepsze rozwiązanie niż dokładnie pudru.
OdpowiedzUsuńJa jednak myślę, że działanie nie jest identyczne, ale może to kwestia gustu :)
UsuńMam ten bibułki ale używam ich tylko przy większych wyjściach :)
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńSuper są bibułki matujące :) Tych akurat nie miałam ale zaopatrzę się w nie następnym razem bo jak na razie muszą mi się skończyć te z Essence :)
OdpowiedzUsuńWidziałam te z Essence. Co o nich sądzisz? :)
UsuńMam bibułki masujące od Marion i bardzo je lubię. Taki produkt to bardzo przydatna rzecz i nie zajmuje dużo miejsca w torebce :-)
OdpowiedzUsuńOtóż to :) Każda która ma problem ze świeceniem, powinna w nie zainwestować :)
UsuńKuszące muszę powiedzieć, szczególnie latem mogą być przydatne :)
OdpowiedzUsuńLatem to już mój must have :)
UsuńNigdy nie miałam bibułek ale teraz już nie mam żadnego problemu ze świeceniem :) Ciekawe jakie są te zielone w działaniu ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie bibułki nie są Ci potrzebne. Z tego co się orientuję to zielone nie zawierają pudru, ale nigdzie nie jest o tym dokładnie napisane :)
UsuńNigdy nie używałam takich bibułek.
OdpowiedzUsuńNie masz problemu ze świeceniem rozumiem? :)
UsuńJa muszę uważać, przy jakich podkładach używam bibułek! Niektóre tak ich nie lubią, że od razu się do nich przyklejają. No i kaplica. Nos bez podkładu, czerwony jak po dobrej imprezie. Do tej pory używałam tylko bibułek matujących Donegal, ale teraz czas torturować moim sebum inną markę :D
OdpowiedzUsuńJa i bez bibułek mam ten problem, że zawsze makijaż z nosa ucieka najszybciej i wyglądam bardzo śmiesznie :) A z bibułkami to trzeba delikatnie, bez pocierania i wtedy się nic nie zepsuje. No chyba, że podkład się tak klei, że nawet lecącą mucha może w chwili nieuwagi utknąć:) W takim razie polecam zrezygnować z niego jak najszybciej :)
UsuńMam problem z nadmiarem sebum, więc z pewnością jest to coś dla mnie, może kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńW takim razie musisz spróbować :)
UsuńTych bibułek akurat nie miałam, ale ogólnie bibułki matujące różnych firm zawsze mam pod ręką :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, które należą do Twoich ulubionych :)
UsuńUżywałam kiedyś bibułek matujących, ale je zgubiłam o.O A szkoda, bo całkiem fajne były. Muszę zaopatrzyć się w nowe bibułki..
OdpowiedzUsuńO tak, łatwo je zgubić ze względu na rozmiar :) Ale właśnie za to je kocham :) Ja tych bibułek miałam dwa opakowania i właśnie jestem na etapie szukania drugiego :)
UsuńTych bibułek akurat nie miałam, ale miałam z innych firm i za każdym razem są dla mnie tak zbędne, że szybko idą w kąt nieużywane..
OdpowiedzUsuńMożliwe, że nie masz problemów ze świeceniem :) Wtedy uwierzę, że są zbędne :)
UsuńBibułki matujące to mój ulubiony gadżet, mam zawsze przy sobie :)
OdpowiedzUsuńTeż staram się je mieć zawsze przy sobie, bo potrafią uratować życie :)
UsuńMnie zdarza się stosować bibułki, ale przeważnie latem.
OdpowiedzUsuńLatem spisują się najlepiej :) Wtedy już wiem, że nie mogę o nich zapomnieć :)
UsuńLatem nie ruszał się bez bibułek, ich działanie jest zbawienne. Zimą na szczęście moja skóra trzyma mat bez zarzutów :)
OdpowiedzUsuńChyba mam podobnie :)
UsuńAzja.. *U* zostanę tam na wieki.. <3
OdpowiedzUsuńA bibułki znam z Marion, niestety te się u mnie nie sprawdziły- ale to było w liceum chyba xd czyli ''zwiększona'' tłustość na twarzy poprzez niewiedzę kosmetyczną itp itd :d aleeeeeeeeeee.... używałam zamiast bibułek zwykłego papieru toaletowego, który świetnie chłonął sebum :D czasem ratowała sytuację chusteczka higieniczna lub papierowy ręcznik- co było pod ręką :P zn oczywiście wszystko czyste 'xd
Dobra, dobra. Już wiem, że można użyć chusteczki :) Sprawdzę :P
UsuńWłaśnie szukam czegoś sprawdzonego :D
OdpowiedzUsuń