Przeżyj prawdziwy Orangeasm!/ Czyli żel pod prysznic Soap & Glory/ + NIESPODZIANKA



Hej!

"Chciałbym Cię mydlić mydełkiem Fa. Byłoby fajnie. Szabadabada". Każda z nas na pewno kojarzy ten utwór disco polo, bardzo popularny w latach dziewięćdziesiątych. Ja do dziś pamiętam mamę, krzątającą się po kuchni, między garnkiem z zupą, a patelnią z kotletami, ubraną we wzorzysty fartuszek i podśpiewującą utwór razem z przystojnym Markiem Kondratem.  Piosenka zrobiła niezłą reklamę marce Fa, bo kasety kupowały miliony ludzi i z każdego bloku słychać było wesołe "Ty i ja, ty i ja" :) Nie wiem czy wiecie, ale piosenka tak naprawdę miała wyśmiewać popularne tamtego czasu stragany z pirackimi kasetami kiczowatą muzyką rozbrzmiewającą wesoło z kolorowych magnetofonów. A do umieszczenia w tytule popularnego mydła, autorów przekonała puszczana wszędzie i molestująca ludzi reklama z mocno roznegliżowanymi kobietami, właśnie tego produktu.  Niestety (dla wykonawców) wszystkim utwór bardzo się spodobał i żadna impreza już nie odbywała się bez niego. Każdy, nawet największy sztywniak radośnie podrygiwał i tańczył w rytm wesołej melodii, a Marek Kondrat do dziś wstydzi się, że brał w tym udział :)
Jednak popularne w tamtych czasach mydła, wypchnęły i zdominowały żele pod prysznic. Dziś mamy ogromny wybór pomiędzy piankami, peelingami myjącymi, sufletami, olejkami i jeszcze innymi cudami. Po mydła rzadko kto sięga, a jeśli nawet to obowiązkowo tylko naturalne. Ja od jakiegoś czasu szukam swojego numeru jeden w tej kategorii i przyznam, że szło mi bardzo ciężko. Bo nawet piękna pianka z Organique, taka różowa i pachnąca okazała się sporym zawodem, a po jej użyciu westchnęłam i powiedziałam: tylko tyle? Mój ostatni żel pod prysznic lałam na siebie litrami by jak najszybciej go zużyć, bo w pięknym, różowym worku czekał już na mnie produkt marki Soap & Glory, czyli Orangeasm Body Wash i to o nim dziś opowiem. 
Zapraszam na post!




Opakowania produktów Soap & Glory to już legenda :) Nie ma kobiety, która by się nim nie zachwycała (no chyba, że bardzo nie lubi i wręcz razi ją kolor różowy, a wiem, że są takie). Producent dobrze wiedział jak trafić w gusta pań umieszczając na nich seksowne i przypominające Mairlyn Monroe  (która dla wielu z nas jest wręcz ikoną) , kobiety w stylu pin-up. Zawsze piękne i uśmiechnięte. Butelka żelu Orangeasm jest duża, ale w tym przypadku, akurat mnie to bardzo cieszy. Wygodna pompka pozwala na szybkie i "bezbolesne" wydobycie produktu. Nigdy nie miałam z nią problemu i nie musiałam wyzywać pod nosem, że się zacina. Zamykana poprzez delikatne obrócenie i wybranie z dwóch możliwości: open i stop. Oczywiście wolałabym jeszcze wieczko, bo jestem pewna, że w podróży, gniotąc się w ciasnej kosmetyczce na pewno by się otworzył i zmarnował, a tego bym nie przeżyła. Żel jest bardzo gęsty, kremowy i łatwo się pieni. Wystarczy odrobina by pokrył całe ciało. Myślę, że jeszcze długo będę się nim cieszyć i tu stawiam kolejnego plusika. Który to już? :)


No i ten zapach... Ach, o nim nie tylko by można było książkę napisać, ale i film nakręcić. Cudowny! Uzależniający! Mocny! Powalający! Niczym zielona mandarynka, sycylijska cytryna i walczący z nimi o prym słodki olejek ze skórki pomarańczy. Ja bym nawet powiedziała, że fajnie używa się go z samego rana, bo dodaje siły i energii. Aż mam ochotę wyskoczyć spod prysznica i zrobić zakupy, pranie, prasowanie i inne zaległe sprawy. Wcale się nie dziwię, że nosi nazwę Orangeasm, bo daję prawdziwą eksplozję zmysłów :)  Zapach długo utrzymuje się na ciele, a takie przypadki rzadko mi się zdarzają. Cudownie jest otulić nim swoje ciało, a później wskoczyć pod ciepłą i miłą kołderkę, by leżeć i wdychać tę piękną woń i rozmyślać nad przyjściem następnego dnia. Jestem też pewna, że każdy facet z ciekawością na twarzy zapyta: co tak pachnie



Oczywiście o działaniu za wiele nie napiszę. Bo żel ma po prostu oczyszczać i ten nie ma z tym problemu. Nawilżyć raczej nie może, bo po kilku sekundach zmywamy go z ciała i jedyne co po nim pozostaje to tylko ten cudowny zapach, choć miękka i gładka skóra, wcale nie krzyczy o nałożenie również balsamu.


Chyba Was nie zdziwię, jak napiszę, że jestem na tak. A może jeszcze raz: tak, tak, tak! Myślę, że jest to najlepszy żel pod prysznic jaki kiedykolwiek miałam. Piękny, cudownie pachnący i niesamowicie wydajny. Choć uwaga! Są dziewczyny, które uważają, że śmierdzi, ale wcale mnie to nie dziwi. Jego woń jest dosyć mocna i specyficzna, więc może się komuś nie spodobać. Fakt, że jest też trochę drogi, ale myślę, że warto wydać na niego każdy grosz. 

PS: Bądźcie czujne, bo mam zamiar właśnie tym cudem obdarować najbardziej aktywną osobę na moim blogu. Która jest ze mną zawsze, bez względu na to czy są Rozdania, czy nie. Komentuje, wspiera i regularnie zagląda na bloga.

Ocena: 10/10
Cena: ok. 50 zł

Skład: Aqua (Water), Sodium Trideceth Sulfate, Brassica Campestris (Rapeseed) Seed Oil, Sodium Chloride, Sodium Lauroamphoacetate, Cocamide MEA, Citric Acid, Dipropylene Glycol, Cyamopsis Tetragonoloba (Guar) Gum, Limonene, Parfum (Fragrance), Sodium Benzoate, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Tetrasodium EDTA, Citrus Limon (Lemon) Peel Oil, Menthol, Panthenol, Benzophenone-3, BHT, Glycerin, Butylene Glycol, Linalool, Pogostemon Cablin Leaf Oil, Citral, Alpha-Isomethyl Ionone, Citrus Reticulata (Tangerine) Peel Oil, Schinus Terebinthifolius Seed Extract, Methylisothiazolinone, Citrus Aurantium Amara (Biter Orange) Leaf/Twig Oil, Panax Ginseng Root Extract, Camellia Sinensis (White Tea) Leaf Extract, Camellia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract, Pantolactone, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Cyclopia Intermedia (Honeybush) Leaf Extract, Gynostemma Pentaphyllum Extract, Phosphoric Acid, Denatonium Benzoate, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil, CI 15985 (Yellow 6), CI 15510 (Orange 4) 

Buziaki!




INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.