Hej.
Dziś postanowiłam pokazać Wam kolejny produkt, o którego istnieniu nawet nie wiedziałam i gdyby nie moja Dobra Dusza, nie wiem czy kiedykolwiek by się to zmieniło. Mam na myśli Hydrolat neroli. Sama nazwa bardzo dziwna i ciężko cokolwiek z niej odczytać (przynajmniej dla mnie). Nie miałam pojęcia jakie ma właściwości i do czego można go stosować. Szybko jednak odnalazłam, że świetnie nadaje się do tworzenia naturalnych perfum, jako tonik oraz dodatek do domowych masek. Ja używałam go jedynie jako zastępstwo toniku i każdego dnia wieczorem przecierałam nim całą twarz. Ale może zacznę od początku...
Hydrolat zamknięty jest w szklaną buteleczkę, przypominającą lek. Jest to ciemne szkło, które ma zapobiec przedostania się do środka promieni słonecznych. Pod białą nakrętką znajduję się wygodny w użyciu kroplomierz. Zapach hydrolatu jest po prostu przepiękny i uzależnia. Bardzo wyrazisty, owocowo-cytrusowy. Uwielbiam, gdy wypełnia całe pomieszczenie i przynosi błogie ukojenie i spokój. Chociaż bardzo szybko się ulatnia, pozostawiając po sobie jedynie słodkie wspomnienie. Dla bardziej dociekliwych dodam, że otrzymywany jest z kwiatów pomarańczy, poprzez destylację parą wodną.
Jego działanie zachwyciło mnie już od pierwszego użycia. Najpierw piękna woń, później przecieram twarz płatkiem nasączonym tym cudem i od razu czuję odświeżenie bez okropnego uczucia lepkości. Wysycha natychmiastowo, pozostawiając skórę napiętą i gładką. Znacznie zmniejsza widoczność porów, za co go uwielbiam. Moja buzia kocha go również za rozświetlenie i jędrność. Aż ma się ochotę dotykać twarzy co kilka minut by czuć tą jedwabistość i miękkość. Uwielbiam po niego sięgać i jak na razie nie mam zamiaru zamieniać go na inny tonik, choćby najdroższy. Hydrolat znacznie poprawił wygląd mojej skóry. Zniknęły zaczerwienienia i krotstki. Polecam używać regularnie każdego dnia, a na pewno każda z was zauważy efekty, które zachwycają. Jest to świetne rozwiązanie dla cer tłustych i normalnych, chociaż nie wykluczam też wrażliwych. Posiadaczki cer suchych powinny jedynie go stosować w stężeniu 20%, a najlepiej zmieszać z innymi hydrolatami. Muszę jeszcze wam wspomnieć, że jest w stu procentach naturalny. Nie zawiera konserwantów, sztucznych barwników i innego rodzaju zapychaczy, które tylko szkodzą naszej skórze. Troszkę mogłabym ponarzekać na jego wydajność, ponieważ bardzo szybko ubywa i nawet nie wiem kiedy musiałam się z nim pożegnać. Pamiętajcie by przechowywać go w lodówce, bo odpowiednia dla niego temperatura to 14 stopni Celsjusza.
Nie trudno się domyślić, że jestem zachwycona tym produktem i Hydrolat neroli chyba już na zawsze będzie gościł w mojej łazience. Więc podsumowując pozostaje mi tylko napisać: dziewczyny bierzcie, bo warto i na pewno nie pożałujecie :)
Ocena: 10/10
Cena: ok. 15 zł za 100 ml
Skład: Citrus aurantium (Neroli) Flower Water
Aaaaaaaa miód na moje serce :) Tak się cieszę, że Ci się sprawdził - w życiu bym nie podejrzewała, że może na Ciebie tak rewelacyjnie działać :)))
OdpowiedzUsuńNo bo Ty Kochana wiesz najlepiej jak ciężko mnie zadowolić, a jednak Ci się udało :)
UsuńPo Twojej recenzji już go sobie zapisałam na listę zakupową :):)
OdpowiedzUsuńNie słyszałyśmy o nim wcześniej. Dzięki za informację. Przyda się :)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy :)
UsuńJuż drugi raz dzisiaj czytam o hydrolacie, chyba muszę się skusić :). Jest wśród nich taki wybór, że ciężko mi będzie dobrać coś dla siebie i podejrzewam, że wybiorę go 'drogą losowania' ;)
OdpowiedzUsuńNajlepiej dopasować do rodzaju cery :)
UsuńUwielbiam ekologiczne kosmetyki!
OdpowiedzUsuńO to coś dla mnie;)
OdpowiedzUsuńCzuję się skuszona :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam tego kosmetyku, czas to zmienić:)
OdpowiedzUsuńNeroli u mnie się nie sprawdził, za to strzałem w dziesiątkę okazał się hydrolat lawendowy. Polecam, bo też pięknie pachnie :)
OdpowiedzUsuńale. super sprawa :) muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńsylwia
Nie miałam i nie wiem czy się skuszę.
OdpowiedzUsuńPs.zostaję tu
Jakoś mnie nie kuszą takie produkty, sama nie wiem dlaczego. dodaję do obserwowanych i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNigdy o nim nie słyszałam :)
OdpowiedzUsuń